W dniu 2018-02-08 o 15:58, Trybun pisze:
(...)
Wine to ja dałem tylko jako przykład na to że sporo użytkowników chwali
to rozwiązanie, a naprawdę jest to wręcz niewyobrażalne tandeciarstwo.
To nie tandeciarstwo.
To tylko zestaw bibliotek win, aby (w pewnym uproszczeniu) niektórym
programom "wydawało się", że pracują w środowisku windows.
Jeśli ktoś o tym nie wie, albo nie odróżnia Winne od emulatora, a
amulatora od wirtualizatora, to może tak (niesłusznie IMO) powiedzieć.
W kwestii wirtualizacji mój stan wiedzy to dokładnie - zero. Wiem jednak
że jeszcze musi dużo wody w Warcie upłynąć aby to rozwiązanie dorównało
tradycyjnym metodom. Prawie każdy software jest dedykowany do
normalnego, tradycyjnego sprzętu. A więc wirtualizacja jest jeszcze o
Nie, nie, nie.
Już od dawna nie do sprzętu.
Sprzęt był bezpośrednio dotykany w Win 3.11, może trochę w Win9x.
Aktualnie pośredniczy warstwa abstrakcji czy jakieś tam inne wynalazki -
czyli mówiąc inaczej, program (użytkowy, gra, demo - cokolwiek) odwołuje
się do sterownika. Program nawet nie wie, co jest dalej, za
sterownikiem. Może tam być zarówno sprzęt natywny, jak i wirtualizowany
- to nie ma żadnego już znaczenia.
krok z tyłu. Moje osobiste eksperymenty z tym nie mają nic wspólnego
dzisiejszą oceną przydatności. Ja robiłem to na kompie który miał 512MB
RAMu i przeciętny procesor,.
No to chyba wszystko jasne.
Robiłeś to prawdopodobnie na sprzęcie, który jeszcze nie obsługiwał
sprzętowej wirtualizacji, tylko była tam jakaś programowa proteza.
Bardziej emulator niż środowisko wirtualne.
A poza tym z takim RAMem też niewiele można było zdziałać. No, chyba że
robiłeś to za czasów np. Fedora Core 4, dla którego była to pamięć
wystarczająca. Ale wtedy jeszcze nie było (chyba) wirtualizacji na
linuksach.
--
Pozdrawiam.
Adam
|