UKE a Internet - widok przez dziurkę od klucza

Autor: Andrzej.K <andrzej_polip_at_gazeta.SKASUJ-TO.pl>
Data: Sat 21 Oct 2006 - 01:31:54 MET DST
Message-ID: <ehbm9a$25s$1@inews.gazeta.pl>
Content-Type: text/plain; charset=ISO-8859-2

Minał rok działalności UKE. Rok, który przez zastosowanie dziwnego protokołu
politycznej kompresji skurczył się do pół roku, bo tyle mniej więcej trwało w
Urzędzie bezkrólewie, tzn. królowa była, tylko taka bez korony. Koronę w
końcu usankcjonowano, aczkolwiek są tacy, co twierdzą, że z naruszeniem
procedury koronacji i dodatkowo zbyt samodzielnie i bez konsultacji z
Prezesem jedynie słusznej opcji wybranej w tzw. demokratycznych wyborach.

No i się zaczęło. Królowa, nie kryjąca awersji do monopolisty, rozpoczęła
ochoczo swoją działalność regulatora i zbawcy rynku telco w IV RP.
W tonie ogólnego zachwytu nad działalnością Królowej, ktora w kwestii
pozbawiania przychodów krajowego monopolisty zrobiła więcej, niż wszyscy
poprzednicy razem wzięci, nie dostrzega się, że nie wszystko złoto, co się
świeci.

Podobno, jedną ze strategii regulacyjnych było utworzenie sprzyjającego
klimatu do rozwoju drobnej przedsiębiorczości telekomunikacyjnej. Nic
bardziej mylnego - w zasadzie żaden mały podmiot telekomunikacyjny nie jest w
stanie - z przyczyn proceduralnych i logistycznych - skorzystać z tzw.
dobrodziejstw LLU, BSA czy WLR. Już pobieżna bowiem lektura umów ramowych
nasuwa smutną refleksję, że do przebrnięcia przez wszystkie wymagania
potrzeba sprawnego (i kosztownego) zespołu biegłych w temacie managerów i
techników, o zapleczu prawnym nie wspomnę. Na pewno nie może sobie na takie
coś pozwolić mały operator obsługujący powiedzmy tysiąc czy dwa tysiące
odbiorców końcowych.

W praktyce "uwolnienie rynku" oznacza zatem prosty transfer przychodów do
innych molochów jak Tele2, którego styl prowadzenia biznesu jest conajmniej
dyskusyjny, czy innego GTS-Energis od zawsze nastawionego na maksymalne
dojenie klientów bez najmniejszych skrupułów.

Co zyskał na tym klient końcowy? Prawie nic (oprócz większego zamętu w
głowie, o co w tym wszystkim chodzi), bo trudno odbierać za spektakularny
sukces obniżkę abonamentu za linię stacjonarną o max 15% i to przy założeniu,
że abonent był na tyle nierozsądny, że dał sobie wcisnąć abonament 60 minut
za darmo. Dla większości abonentów, którzy od lat korzystają z abonamentu
standardowego oznacza to już dokładnie nic, bo kwota do płacenia jest
dokładnie taka sama, a te 60 min do wydzwonienia extra to ochłap gorszy od
onegdaj kartkowego "mięsa wp z kością gat. II". Czyli jednym słowem dokonano
prostego przesunięcia kasy z przychodami z kieszeni TPSA do kasy Tele2 i
innych, bo konkurencji nie wytworzono przecież żadnej.

Tematyka tej grupy to jednak internet, więc... Co wydarzyło się wielkiego pod
rządzami Królowej w sprawie Internetu?

1. Do kosza poszły szumnie zapowiadane przetargi powiatowe na częstotliwości
pod WIMAX. Tajemnicą poliszynela jest, że w większości z bodajże 317 okręgów
przetargowych wygrała TPSA. Założeniem rozpisania tego przetargu było znów
stworzenie klimatu dla regionalnych operatorów. Taaaak, oczywiiiście, małego
regionalnego operatora powiatowego stać na płacenie kilkudziesięciu tysięcy
złotych rocznie za dwa kanały dupleksowe (po 7,5 MHz, SIC!) tudzież stać go
na zapłacenie jednoroazowo bliżej nieokreślonej kwoty - prawdopodobnie
sześciocfrowej - za rezerwację częstotliwości. Do tego dołóżmy koszty
wybudowania infrastruktury WIMAX i ... dojdziemy do wniosku, że w żaden
sposób nie da się zbudowac sensownie rentownego biznesu do świadczenia usług
dla użytkowników indywidualnych zakładając ARPU na poziomie niższym niż 120
zł netto.
Też mi konkurencja...

2. Spółka O2.PL przez dwa lata z okładem wojowała za pomocą UKE/URTiP o
usunięcie przez TPSA znanej wszystkim degradacji ruchu na łączach
zagranicznych. Wywalczyła, co poskutkowało zdjęciem słynnej listy "polish-
rejected". Tylko, że jakby nie o to chodzi, żeby wszyscy na hurra zaczęli na
złośc wstrętnemu monopoliście wpychać mu ruch przez łącza "zagraniczne"
(cudzysółow celowy, bo w praktyce ruch wcale nie opuszcza fizycznie Polski).
Takie postępowanie to przegięcie pały w drugą stronę, a chodziło przecież o
wymuszednie na TPSA realizacji krajowych punktów styku na zasadzie peeringów.
Z tego co mi jest wiadomo, żadna taka decyzja regulacyjna nie zapadła (poza
decyzją o równym traktowaniu podmiotów krajowych i zagranicznych) i dalej
TPSA żąda od innych operatorów absurdalnych kwot za dostęp do sieci TP, mimo,
że wszyscy wiedzą, że to neostrady ssają z innych sieci. Nie są mi również
znane przypadki wynegocjowania pełnego operatorskiego "dostęu do sieci TP" za
stawkę rzędu 20 EUR za megabit.
Ta sama TPSA sprzedaje jednocześnie pasmo użytkownikom detalicznym Neostrady
czy DSL w cenie kilkudzisięciu złotych za megabit nie ponosząc de facto
kosztów zakpu pasma... Ja rozumiem, że dostęp operatorski to nie to samo co
detaliczny, że da się go overbookować kilka razy, ale.. nawet te łącza z gumy
przeciez nie są.

3. Naciskanie przez Królową na Tepsę spowodowało obniżkę cen na internet
detaliczny i - z punktu widzenia użytkownika końcowego - dobrze. Nie
spowodowało jednak w żaden sposób rozmontowania monopolu, wręcz przeciwnie -
wzmocniło go, bo tysiące małych odsprzedawaczy internetu pójdzie za chwilę z
torbami, nie mogąc w żaden sposób konkurować z dumpingowymi cenami
monopolisty.

Skąd twierdzenie, że dumpingowymi? Ano policzmy coś delikatnie i z grubsza.
Załóżmy, że chcemy zdobywać rynek detaliczny po swojemu i tym samym - nie
mając żadnej infrastruktury do dyspozycji - stawiamy jedną radiową stację
bazową na jakieś zapadłej wiosce. Da się takie coś w miarę porządnie zbudować
za kwotę powiedzmy kilkadziesiąt tysięcy złotych. Teraz trzeba dosłać do
niej "Internet" z odległego o powiedzmy 20km punktu odbioru. Nic trudnego -
bierzemy radiolinię na pasmo 13GHz i jedziemy. Koszt zakupu radia około 40
tys zł, koszt dzierżawy kanału radiowego - 15 tys rocznie, okres amortyzacji
radiolinii - 3 lata, przepływnośc radiolinii 34 Mb/s. Przy takich założeniach
miesięczny koszt utrzymania samego backhaula to ponad 4 tys zł, bez kosztów
utrzymania stacji bazowej oraz zakupu dostępu do Internetu. Jak doliczymy
koszty amortyzacji stacji bazowej oraz jakiś szacunkowy koszt najmu miejsca,
prądu i człowieka do konserwacji, to wyjdzie nam razem spokojnie około 8 tys
zł miesięcznie. Teraz do tego trzeba dokupić "Internet". Założmy, że nam się
udało i kupimy go w stawce 150 zł za megabit czyli mamy 5100 zł kolejnego
kosztu. Razem mamy już 13100 zł miesięcznych kosztów bez żadnego abonenta! W
pamięci miejmy także, że mówimy o kwotach netto. Teraz spróbujmy to sprzedać.
Załóżmy overbooking razy 10, czyli teoretycznie będziemy mogli obsłużyć 340
klientów z kontraktem po 1 Mb/s. Żeby być konkurencyjnym do TP, nie możemy
oferować usługi w cenie wyższej jak 45 zł netto. Pomnóżmy 45 x 340 = 15300
zł. "Zarobiliśmy" aż 2200 złotych. To wszystko przy wielkim uproszczeniu
kalkulacji biznesu, gdzie celowo pominąłem mnóstwo rozmaitych aspektów,
chociażby koszt zakupu wyposażeń klienckich i ich amortyzacji.

Czy jest rozwiązanie takie, żeby mogło się to opłacać? Jest. Pierwsze kosztem
jakości - zamiast używać sprzętu klasy choćby quasi-operatorskiej uzyjmy WiFi
802.11b/g na 2,4 GHz. Tyle, że wtedy każdy abonent będzie z utęskieniem
czekał na Neostradę, ktora działa. Drugie - kosztem obniżenia ceny zakupu
pasma internetowego oraz opłat administracyjnych. Mało tu miejsca do popisu
dla Królowej?

Podobnie sprawa się ma przy próbie skalkulowania biznesu w oparciu o LLU czy
BSA. Clou kosztów - kolokacje, kable, studnie, opłaty za nadzór, czy zakup
pasma, które TPSA ma za darmo (z jednej strony płacą neostradowicze, z
drugiej operatorzy) rozkłada przedsięwzięcie na tak długi czas zwrotu
inwestycji, że o żadnym rozwoju drobnej działalności telekomunikacyjnej być
mowy nie może, a o budowaniu skutecznej konkurencji tymbardziej. Podobnie jak
z usługami głosowymi grozi nam tu - kosztem wyrwania przychodów z gardła
TPSA - rozwój najwyżej kilku innych molochów, którzy klienta końcowego będą
doić tak samo jak TPSA, tylko będzie się to nazywało konkurencja. Jak to ma
być taka konkurencja jak w GSM to ja dziękuję - postoję.

Móglbym pisać jeszcze długo i... nudno, nie o to chodzi. Konkluzja jednak
jest taka, że - parafrazując tow. Wiesława - kto wkłada rękę w wolny rynek,
to inna - niewidzialna ręka rynku - mu ją prędzej czy później odetnie.

-- 
Andrzej
-- 
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
Received on Sat Oct 21 01:35:20 2006

To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.1.8 : Sat 21 Oct 2006 - 01:40:03 MET DST