Kij w mrowisko domen

Autor: Jaroslaw Rafa (RAJ_at_inf.wsp.krakow.pl)
Data: Wed 18 Dec 1996 - 01:24:21 MET


Kij w mrowisko obecnej dyskusji o domenach (swoja droga, nie mam juz sily
czytac tego watku: to powraca ciagle i ciagle) chcialbym wsadzic cytujac
tekscik Andrzeja Horodenskiego z przedostatniego "Entera". Pamietacie
pewnie, ze na poczatku tego roku, przy okazji protestu przeciwko cennikowi
NASK-u, ten pan popisal sie innym, niezwykle "madrym" tekscikiem o
"Internecie socjalistycznym". Teraz znowu kolejny "kwiatek": propaguje i
rozplywa sie w zachwytach nad tworzeniem domen typu www.japan.com,
www.russia.com, www.poland.com i tym podobne. To jest dopiero idiotyzm i
kompletny bajzel w domenach!
Zalaczam ponizej tekscik oraz moja odpowiedz.
Pozdrowienia,
   Jaroslaw Rafa
   raj_at_inf.wsp.krakow.pl
==============================================================
                         WWW a sprawa polska
                   ================================
                   komentarz Andrzeja Horodeńskiego
                         ("ENTER", nr 11/96)

     Jest bardzo możliwe, że zdarzy się - może już się zdarzyła -
następująca sytuacja. W jakimś odległym kraju jeden dżentelmen powie
do drugiego dżentelmena podczas business lunchu: "Wiesz, spotkałem
niedawno zabawnego faceta. Potrafił jednym haustem wypić cały
kieliszek brandy, a poza tym opowiadał interesujące rzeczy o kraju, z
którego przyjechał - Poland". Na to drugi wyciągnie notebooka z
telefonem GSM i spróbuje dowiedzieć się czegoś więcej, rozpoczynając
od rzeczy najnaturalniejszej w świecie - zapuści adres
http://www.poland.com. Niestety, otrzyma odpowiedź "host unknown".
     Jego przekonanie, że tak właśnie należy zacząć, ma solidne
podstawy. Sprawdziłem tę prostą procedurę - działa w przypadku
większości krajów europejskich. Szwecja, Holandia, Szwajcaria,
Portugalia, Węgry publikują bardzo rozległą, przejrzyście opracowaną
informację o gospodarce, kulturze, geografii, sieci turystycznej,
systemie prawnym itp., a także mnóstwo linków do organizacji
gospodarczych, biur turystycznych, agend rządowych. Pod www.japan.com
znajdziemy również krótki kurs języka japońskiego. Za modelowy
przykład dobrej promocji przez Internet można uważać rosyjską stronę
www.russia.com. Wirtualny serwer www.ghana.com zawiera niemal
wszystko, co powinien wiedzieć zarówno żądny wrażeń turysta jak żądny
zysków przedsiębiorca. Kraje islamskie nie są jeszcze zbyt aktywne w
Pajęczynie, ale próba wywołania www.iraq.com owocuje informacją, że
Saddam Hussein też już coś kombinuje.
     Są też wpadki. Oto pod adresem www.usa.com znajdujemy listę
linków do nieznanych szerzej firm, natomiast adres www.china.com
zajął Hong Kong (ale to już niedługo...).
     Powyższą eksplorację przeprowadziłem inspirowany przebiegiem II
Forum Teleinformatyki, na którym okazało się, że kwiat naszej
rządowej informatyki nie bardzo rozumie potrzeby uprawiania promocji
kraju w Internecie (z chwalebnymi wyjątkami PAP-u i MPiH).
Propozycja, by tą sprawą zajęła się wyspecjalizowana agenda rządowa,
wywołała na sali reakcję na pograniczu paniki - jeszcze jeden urząd?!
Ja rozumiem, że niewesołe doświadczenia z dotychczas istniejącymi
urzędami muszą napawać lękiem przed powoływaniem kolejnych, więc ten
popłoch korzystnie świadczy o obywatelskim poczuciu naszych
informatycznych urzędników. Niemniej tkwi tu dość zasadniczy błąd - z
faktu, że agendy rządowe głównie sieją zamęt i przynoszą szkody
własnemu państwu, wcale nie wynika, że powinniśmy godzić się z ich
działalnością wstrzymując się jedynie od powoływania kolejnych..
Przeciwnie, należy pozamykać te szkodliwe, a zacząć wreszcie tworzyć
pożyteczne! Administracja państwowa nie może się uchylić od tej
roboty, bo dbałość o dobre imię kraju należy do jej statutowych
obowiązków.
     Owszem, istnieje polska home page robiona społecznie przez...
fizyków z Uniwersytetu Warszawskiego. Wielkie brawa dla inicjatywy,
ale kto będzie szukał pod adresem info.fuw.edu.pl/PolskaHome.html?
Jest niezły serwer www.polishworld.com, ale to też jeszcze nie to.
Przede wszystkim, tak ważne przedsięwzięcie powinno mieć prawne
gwarancje aktualności, zgodności itp. wraz z zapewnionym dostępem do
niezbędnych danych.
     Na razie nie istnieje prawna ochrona URL-i, więc czym prędzej
należy zająć adresy takie jak www.polska.com (polen, pologne, poland,
bulanda itd.); adres www.pl.com już został zajęty przez firmę
PowerLink. Istnieje bowiem ryzyko, że lada dzień pod adresem
www.poland.com ktoś umieści taką oto informację: "Polska - kraj
geograficznie należący do Europy, kulturowo i cywilizacyjnie do Azji.
Najwyższe w świecie spożycie alkoholu na głowę. Wysokie bezrobocie.
Plaga przestępczości. Ludność nastawiona ksenofobicznie i
antysemicko...".
=========================================================
                        Polska, czyli firma w USA

komentarz do komentarza Andrzeja Horodeńskiego z "Entera" nr 11/96

     W numerze 11/96 "Entera" Andrzej Horodeński w tekście pt. "WWW a
sprawa polska" niezwykle emocjonuje się nieistnieniem pewnego adresu WWW..
Adresu, który w wyobrażonej przez niego scence miałby ochotę wstukać na
swoim notebooku pewien ograniczony i bezczelny amerykański biznesmen.
Dlaczego ograniczony, bezczelny i na dodatek amerykański? Bo jedynie
połączeniem wszystkich tych cech naraz można tłumaczyć chęć
traktowania SUWERENNYCH KRAJÓW jak... firm komercyjnych działających w USA
(!). Adresem, którego rzeczony biznesmen bowiem miałby poszukiwać (i
to jeszcze czyniąc zdaniem A.Horodeńskiego "rzecz
najnaturalniejszą w świecie"!) jest... www.poland.com! A końcówka
adresu .com - jak wiadomo każdemu, kto czytał jakikolwiek podręcznik na
temat Internetu - oznacza amerykańskie (lub przynajmniej
działające na terenie USA) firmy komercyjne.
     Po pierwsze, traktowanie PAŃSTWA jako FIRMY trochę, no... niezbyt
pasuje. Jak by na to nie patrzeć, obydwa te rodzaje instytucji mają
nieco różne cele - i różną rangę. Umieszczenie państwa w domenie .com
jakby trochę go deprecjonowało - czy autor rzeczonego tekstu tego nie
czuje? Po drugie, dlaczego adres miałby brzmieć akurat "poland.com"?
Skąd ten anglo-, czy raczej amerykanocentryzm? Nazwa "oficjalnej"
domeny danego kraju powinna być wyrażona w jego włąsnym języku, a
więc "polska", a nie "poland", "suomi", a nie "finland", "magyar" a
nie "hungary". No ale jeżeli traktuje się Polskę jako amerykańską firmę, to
logiczne, że i nazwa jest po angielsku...
     Fakt istnienia takich domen jak cytowane przez autora russia.com,
japan.com i podobne niczego tu nie zmienia. Ci, którzy je stworzyli,
dali tym samym dowód, że są równie ograniczeni, co hipotetyczny
biznesmen z przedstawionej scenki. Dlaczego mamy ich naśladować? Jak
ktoś niedawno zauważył w Internecie, też przy okazji dyskusji na temat
nazw domen: czy musimy zawsze brać przykład z niedobrych wzorów? Bardzo
mnie dziwi to wiernopoddańcze "wpychanie" narodowych domen do
AMERYKAŃSKIEJ z założenia domeny .com. Dziwi tym bardziej, że przecież
każdy kraj podłączony do Internetu (a i niepodłączony też, już "na zapas")
ma własną domenę narodową, którą jest dwuliterowy, międzynarodowy skrót
nazwy kraju wg norm ISO. I wszyscy tych domen bez żadnych zastrzeżeń
używają! A zatem jeżeli istniałby "oficjalny" polski serwer WWW (który
niewątpliwie istnieć powinien - w tym autor artykułu ma całkowitą rację),
to pod adresem www.polska.pl - albo po prostu www.pl, po co komplikowac?
- a nie jakieś tam "www.poland.com".
     I proszę mi nie mówić, że ograniczony amerykański biznesmen ma
prawo nie wiedzieć tego wszystkiego, co tutaj powypisywałem, i dlatego
może szukać pod "www.poland.com". Nie może! Jeśli chce się używać jakiegoś
narzędzia - obojętnie jakiego - to ma się obowiązek posiąść ELEMENTARNĄ
wiedzę o tym, jak się nim posługiwać. Dziwne, że jakoś w przypadku
komputerów ta prosta prawda do wielu osób nie może trafić, wymagają za to
od komputerowych speców, aby "zrobili im tak", żeby można było korzystać z
komputera nie mając o nim zielonego pojęcia. Wyobraźmy sobie co by było,
gdyby podobnie traktowano samochody - a właściwie to nie trzeba sobie tego
wyobrażać, bo może o tym pan Horodeński przeczytać na stronie 18
tego samego numeru "Entera" (warto czasami czytać własne pismo...).
     Tekst Andrzeja Horodeńskiego zbiegł się w czasie z kolejną falą
dyskusji w polskim Internecie na temat nazw domen właśnie. Ktoś w tej
dyskusji przypomniał podstawowy, a zapomniany fakt: nazwy domen w
Internecie nie służą do tego, żeby łatwo było odnaleźć Polskę, Rosję czy
firmę pana Kowalskiego. Służą tylko temu, żeby siecią ŁATWIEJ SIĘ
ADMINISTROWAŁO. A wyszukiwaniu firm czy państw służą przeznaczone do tego
właściwe narzędzia.
     Nauczony tego, nawet najbardziej tępy amerykański biznesmen nie będzie
szukał jakiegoś www.poland.com, tylko od razu wstuka www.yahoo.com - w
końcu najłatwiej pamiętać tylko JEDEN adres, a ten akurat znają wszyscy na
świecie! - i wybierze sobie "Countries", a potem "Poland"... I w
końcu - jednak! - trafi, gdzie trzeba, co z ulgą konstatuje -

                                                   Jarosław Rafa
                                                   raj_at_inf.wsp.krakow.pl



To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.1.7 : Wed 19 May 2004 - 16:01:32 MET DST