Weź pod uwagę, że stare meble trudno zepsuć i mogą mieć nawet kilkaset
lat, stare lampki w zasadzie też, wiertarki może na upartego też. Ale
komputery mają to do siebie, że dość łatwo się psują. Wiele z tych
sprzętów w taki czy inny sposób padło (choćby częściowo) i z uwagi na
szybki rozwój ciężko było to naprawić, czy dokupić braki, więc do dziś
przetrwało już bardzo niewiele sprawnych. Nawet jak komuś została stara
płyta 386, a reszta sprzętu padła, czy też coś zostało powymieniane, to
nie dziw się, że ludzie to wyrzucali. Na cholerę mieli trzymać te stare
graty w domu?
Stopień zaawansowania sprzętu przekłada się na jego czas życia -
niektórzy do teraz używają odkurzaczy, wiertarek, żelazek albo i pralek
z głębokiego PRL albo bratniego ZSRR... bo działają, to jedno, ale
drugie - czym różni się nowy odkurzacz od starego? Szybciej odkurzysz,
nie rozsieje alergenów po całym mieszkaniu, ale w sumie podstawowa
funkcja będzie w zupełności spełniona... a naprawa? Wymiana kilku
szczotek węglowych w silniku albo jego przewinięcie, wymiana upalonego
włącznika i już działa. Żelazko? Jak potrafisz to wszystko wyprasujesz,
bez stóp ceramicznych i teflonowych, parowania, odkamieniania itd.
Kilkuletni komputer jest nieporównywalnie mniej funkcjonalny niż stary,
bo i jego zastosowania, w przeciwieństwie do wiertarki, się zmieniają.
Poza tym nowsze komputery są dużo bardziej przyjazne dla użytkownika,
więc kto spróbuje, ten nie chce wracać do starego... A sentyment pojawia
się dopiero po kilku latach, albo po kilku kolejnych etapach i dopiero
wtedy myśli się w kategorii zabytek, albo mój pierwszy - najpierw jest
etap starego złomu, kupy szmelcu i zabierającego miejsce gruchota. Jak z
samochodami...
|