W dniu 2013-06-12 11:49, $heikh el $hah pisze:
Już lepszym rozwiązaniem od Avasta jest brak jakiegokolwiek antywirusa.
Wiem, że niektórzy potrafią, a zwłaszcza kobiety (w tym moja siostra),
ale jakim cudem Wy łapiecie te wirusy?
Ostatnim razem normalnego wirusa zdarzyło mi się na własnym komputerze
złapać jeszcze w czasach MS-DOS i wymiany danych na dyskietkach 5,25",
czyli gdy o rezydentnej ochronie mowy nie było. Bardziej obawiałbym się
teraz zaawansowanych rootkitów/backdoorów, w tym rządowych albo takich
które instalujesz "na własne życzenie" wiedząc że to zło, ale albo
możesz pożegnać się ze współczesnym oprogramowaniem z DRM, albo klnąc
pod nosem to akceptować. Swego czasu słynne były exploity na systemy DRM
dostarczane przymusowo wraz z grami przez Sony, Ubisoft czy inny Origin.
Co prawda te luki połatano, ale nie ma żadnej pewności że nie znajdzie
się coś nowego - systemy DRM wnikają bardzo głęboko w system na wysokich
uprawnieniach. Na dobrą sprawę powinno się mieć zupełnie osobną maszynę
do pracy/bankowości elektronicznej itp (albo co najmniej bootowalnego
linuksa) oraz konfigurację multimedialno rozrywkową.
A z raportów o malware czasem zdarza się zobaczyć ostrzeżenia o
szkodliwym kodzie java scritp nawet w niektórych sklepach internetowych.
Inne źródło to np: popularne kiedyś trainery do gier, ale to na
szczęście jest coraz mniej popularne - raz że wysokobudżetowe tytuły
pisze się teraz tak, by przeciętny gracz nie odbił się od zbyt wysokiego
poziomu trudności, a na każdym kroku pojawiają się
ułatwienia/podpowiedzi. Poza tym w czasach powszechnej dystrybucji
elektronicznej z DRM w rodzaju steam itp. nie używa się trainerów choćby
dlatego, by nie dostać bana całego konta od VAC (nie tylko w multi -
dotyczy to też singla i wstrzykiwania kodu w obszar dll/exe samej gry).
--
/MB
|