W dniu 09.09.2010 09:42, Mariusz Kruk pisze:
>> Jest trochę ludzi,
>> którzy są doskonałymi naukowcami, ale dydaktykę traktują jak
>> zło konieczne.
>
> Owszem. I mały odsetek takich wykładowców potrafi skutecznie zatruć
> studia studentom.
Ale w jaki sposób chciałbyś ich eliminować? I jak odróżnisz
kogoś, kto jest uważany przez studentów za wcielenie zła, a
tak naprawdę jest po prostu bardzo wymagający, od kogoś, kto
jest faktycznie tragicznym dydaktykiem? Studenci mają tenden-
cję do chwalenia w trakcie studiów tylko tych, którzy nic od
nich nie wymagają.
> Ale to nie jest kwestia rozdzielenia nauki od dydaktyki tylko całego
> ustroju szkolnictwa u nas. Szkolnictwa, które jest nastawione na
> "nauczanie", zamiast na rozwój studenta. To dużo większy problem.
Jak w takim razie widzisz wspomaganie tego rozwoju? Bo oba-
wiam się, że musiałoby się ono zacząć od zamknięcia połowy
państwowych i 90% prywatnych uczelni, ograniczenia liczby
studiujących i wysokiego ustawienia progów przyjęć. Tak, aby
studiowali ci, którzy *chcą* się rozwijać, a nie ci, którzy
chcą mieć papierek. Nie da się kogoś rozwinąć, da się tylko
komuś pomóc w rozwoju.
Na całym świecie uczelnie coraz bardziej skupiają się na
przekazywaniu wiedzy praktycznej. U nas jest trochę hałasu,
że nie idzie się tak szybko tą ścieżką też. Ja akurat jestem
przeciwny zrobieniu ze szkół wyższych kolejnego etapu wtła-
czania wiedzy "jak coś zrobić", gdy ich funkcją od wieków
było tłumaczenie "dlaczego coś się tak robi".
> I to ma być uzasadnieniem dla zmuszania nienadających się do tego
> wykładowców do nauczania?
To jest powód, dla którego nikt, komu dasz wybór między pra-
cą naukową a nauczaniem, nie wybierze nauczania, jeżeli nie
dostanie za to dużo większych pieniędzy.
> nauczanie. Wykładowca jest zwykle, owszem, specjalistą merytorycznym w
> pewnej dziedzinie, ale może nie mieć zupełnie przygotowania
> metodycznego, a uczyć musi. I potem są takie kwiatki jak mamy obecnie na
Wykształcenie pedagogiczne nie jest równoznaczne z umiejętno-
ścią jasnego i zrozumiałego przedstawiania jakiegoś zagadnie-
nia. Owszem, może pomóc, ale nie musi. To kwestia osobnicza,
różniąca lepszych wykładowców od gorszych. Nie da się zatrud-
niać *tylko* tych lepszych, a tym bardziej w sytuacji, gdy
ani nie ma możliwości budowania wizerunku uczelni przez lep-
szych pracowników (bo we wszystkich muszą zarabiać tak samo
zgodnie z widełkami w ustawie), ani nie ma motywacji, by ci
gorsi stawali się lepsi (bo za dobre wykłady nie zarobią ani
grosza więcej, a będą musieli włożyć 2x więcej pracy).
> Po prostu nie każdy nadaje się do tego, żeby uczyć.
To jest prawda oczywista. Ale mówimy teraz o warunkach ryn-
kowych, które sprzyjają poprawie jakości nauczania, a któ-
rych to warunków *nie ma* w Polsce i przez całe dziesięcio-
lecia być nie może, bo nie da się tego wprowadzić z dnia na
dzień.
> I co z tego, że wprowadza się na studiach oceny pracy wykładowców, skoro
> i tak nie powoduje to żadnej zmiany, bo pracownicy i tak muszą uczyć?
A to jest już inny absurd, z którym się zgadzam. Obowiązek
ankietowania faktycznie istnieje i faktycznie z ocen wysta-
wianych pracownikom przez studentów niewiele wynika. Ale
wracamy znów do problemu: jak ankieta ma być *obiektywna*?
To, że student czegoś nie rozumie może być winą studenta
równie dobrze, jak prowadzącego. W zasadzie studenci mogą
oceniać tylko kwestie mierzalne w sposób obiektywny, bo
średnia z subiektywnych ocen ("czy prowadzący jest przygo-
towany do zajęć", "czy prowadzący przedstawia temat w spo-
sób zrozumiały") wciąż jest subiektywna.
-- |""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""| | Radosław Sokół | http://www.grush.one.pl/ | | | Politechnika Śląska | \........................................................../Received on Sun Sep 12 22:35:01 2010
To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.1.8 : Sun 12 Sep 2010 - 22:42:01 MET DST