Re: Wirtualny czy Virtualny

Autor: Qrczak (mkowalcz_at_rainbow.mimuw.edu.pl)
Data: Mon 25 Aug 1997 - 12:45:09 MET DST


Slawek wrote:

>>Nie zrobiłeś błędu. Po prostu jeśli zamiast bajt pisalibyśmy
byte,
>>to myliłby się z bytem.
>
>A piszac i mowiac zamek myli ci sie zamek na wawelu z zamkiem na
drzwiach
>domu?

To już sprawa języka, a nie ortografii - wymawia się tak samo, to i
pisze tak samo.

>>>Czy mamy pisać
>>>>computer, server, compilator, byte, client, a także mayonnaise,
>>>>passage, museum, judo, ohm, costume, bureau, orthographia i bridge?!
>>>>Gdzie jest granica? A więc ja proponuję konsekwentnie pisać
polskie
>>>>słowa po polsku (bo to są już polskie słowa!).
>>>
>Wciaz jednak sa to slowa obce (przynajmniej wedlug slownika).

Są to polskie słowa obcego pochodzenia. Ale _polskie_! Po polsku się
odmieniają, wymowa jest zwykle spolszczona... Nie widzę powodów,
żeby je ciągle wyróżniać ze względu na pochodzenie.

>Czy ohm taki stwarza problem? as volt czy video?

Stwarza. Po polsku nie ma litery v.

>Jak jest z taxi? Czy sprawia problem?

Już mówiłem, że TAXI jako napis na taksówce uznaję jako wyjątek.
Ale "taksówka" oczywiście przez "ks". "Tekst", "maksymalny",
"seksowny" i "ekspedycja" też.

>>NO NIE! "Poproszę słoik mayonnaise'u"? "Zagrajmy w bridge'a"?
"Program
>>nie chce mi się scompilować"? "Tych clientów nie obsługujemy"?
>>
>Przy wymowie nei ma znaczenia a w pisowni trzeba zapamietac.

Ale PO CO? Nie-Polak i tak nie zrozumie "słoika", więc po co mu
"mayonnaise" w oryginale. Za to Polak doskonale zrozumie "majonez".

>Co do skompilowac to bzdura bo dodales polska koncowke wiec caly wyraz
>moglby juz byc po polsku.

No właśnie. Słowo się odmienia, więc nie jest cytatem z obcego
języka (jak np. "No tak, alea iacta est, już nie mamy odwrotu"), a
normalnym, polskim słowem.

>>Może jeszcze "jockeyka"? "Strzelił goala"? "Pięć dollarów"?
>>"maxymalny"? "cycliczny"? "pumpernickel"? "Załóż pullover"?
"Odkryto
>>nowego quarka"?
>
>Nie najlepsze jest piec funtow szterlingow ktore juz nic nie przypomina
>oryginalu.

Wymowa też nie przypomina oryginału. No, przypominać to nieco
przypomina, ale niedokładnie - "funt" to nie "pound".

A nawet gdyby przypominała, to co z tego? Czy o "pieriestrojce" też
powinniśmy pisać cyrylicą?

>>Gdzie jest granica? Kiedy słowo jest już na tyle przyswojone, żeby
je
>>pisać po polsku?
>
>Ja proponuje nigdy. Te przyswajanie to troche takie jezykowe oswajanie
>wyrazu. Jakby ze strachem ze nikt nie bedzie pamietal ze juz do dzudo.

Nigdy?! Czyli Ty jesz kanapki z mayonnaise'em? I grasz w bridge'a z
computerem?

>>Przecież piszemy po polsku. Dżudo to polskie słowo. Dlaczego
>>zapisywać je po angielsku?
>>
>Bo to jest zapozyczenie z angielskego (ktory z kolei tez je otrzymal).

No to co, że to zapożyczenie? "Garaż" to też zapożyczenie (z
francuskiego). Czy proponujesz pisać "garage" (czy jak to tam było w
oryginale)?

Zresztą skoro "dżudo" jest japońskie, to powinniśmy pisać to po
japońsku, czyż nie?

>>Człowiek tak, ale ja mówię o omie jako jednostce oporu.
Dwadzieścia
>>omów (z małej litery), tak samo jak trzydzieści dżuli czy
dwanaście
>>woltów. Woltów, a nie voltów! Watów, a nie wattów!
>>
>I to jest blad. I to powoduje ze nawet trudno sie by bylo domyslec komu
>patrzac na glupi manual po polsku co to moze byc.

Bzdura, żaden błąd. Dżul to jednostka energii, a nie nazwisko (choć
pochodzi od nazwiska, ale to nie ma znaczenia). To normalny polski
rzeczownik pospolity. Nie ma żadnego powodu, żeby w polskich tekstach
nie pisać go po polsku.

>>Może w ogóle zarzucić język polski i przejść wszędzie na
>>angielski?!
>>
>Czy ja to zaproponowalem? Stwerdzam tylko fakt. Wiesz jak jest w EU?
>To podobnie bedzie niedlugo w Polsce.

Dla wejścia do Unii mam porzucać język ojczysty zaśmiecając naszą
wspaniałą ortografię jakimiś anglizyzmami? Nigdy!

>>W porządku - jeśli mówimy po angielsku, to piszemy po angielsku.
Ale
>>jeśli po polsku, to po polsku! Z jakiej racji zapisywać _polskie_
>>słowa po angielsku?
>>
>No tak, jescze napisz staropolskie.

Polskie, nie staropolskie.

>Ja nie proponuje tego dla slow ktore sa juz w jezyku ale dla nowych
>zapozyczen.

I TU CIĘ MAM! Przecież każde nowe zapożyczenie z czasem przestaje
być nowe! Nie ma sensu podział na "nowe" i "stare", bo to się zmienia
w czasie - stan bycia "nowym" jest chwilowy.

Od kiedy liczymy, że słowo jest już w języku? Kiedy jest często
używane? Kiedy jest odmieniane (to jest złe kryterium, bo wiele dawno
przyswojonych słów się nie odmienia z powodu budowy, np. muzeum - nie
można ich dyskryminować)? Kiedy jest wymieniane w polskich
słownikach?

Jakiego kryterium nie spełnia majonez, brydż, komputer, wirtualny,
dżul, joga, bagaż, dżinsy, koktajl, pejzaż, bekslesz, serwer, czips,
grejpfrut, dżez, spagetti, majster, getto, taksówka, czizburger,
dżungla, ajkido, keczup, kompilator, forhend, sznycel, kwark, dżojstik
czy kwestia?

Po co niektóre z tych słów specjalnie wyróżniać? I które? Za co?

>Jak np jeans/dzins. Co to q... jest dzins?

Sprawdź w słowniku jeśli nie wiesz.

>>To nie jest argument. Trzeba znać niezależnie polski i angielski, a
>>nie jakąś mieszankę.
>
>Ale ja nie przecze. Ekonomiczniej dla jezyka bedzie nie spalszczac
zupelnie.

Jeszcze ekonomiczniej jest mówić tylko w jednym języku. Na przykład
po angielsku. Ale czy jest sens?

>Jak jest z Szopenem/Chopinem? Da sie z tym Chopinem zyc?

Nazwiska i nazwy własne to niezależna sprawa. Akurat AFAIK z Szopenem
tudzież Chopinem było tak śmiesznie, że polskie nazwisko Szop
zostało przerobione na francuskiego Chopina.

Mała historyjka, podobno autentyczna (należy ją opowiadać tak jak
się pisze): "Gdzie jest ulica Szopena?" - "Przecież tutaj." - "Tu jest
jakiegoś Chopina, a ja szukam Szopena"...

>NIkt sie nei boi. Tylko wiesz internet, ldzuei czytaja duzo po
angieslku,
>ludzie podruzuja i dostaja schozfrenii muszac pamiatc ciagale ze dzaz
to
>jazz (tego chyba nikt na sczescie nie uzywa)

Ja za to dostaję szału jeśli dla setek polskich wyrazów muszę
pamiętać, żeby nie pisać ich po polsku, i dla każdego stosować
indywidualną ortografię.

Zresztą połowa Polaków robi błędy w takich słowach jak "cocktail",
"cheeseburger" czy "grapefruit", jeśli próbują je zapisać po
angielsku.

>No i wiesz mozesz tych biletow nie sprzedac jak zagraniczni turysci sie
nie
>domysla co to takiego ten dzez.

Co to "kasa", "przejścia nie ma" czy "wszystkie bilety sprzedane" też
się nie domyślą. Jeśli jadą do Polski, niech znają choć trochę
język. A jeśli drukujemy bilety, które będzie kupować dużo
Amerykanów, to piszmy całość w dwóch językach.

                                             QRCZAK
    __("< Marcin Kowalczyk
    \__/ mkowalcz_at_rainbow.mimuw.edu.pl
     ^^ http://rainbow.mimuw.edu.pl/~mkowalcz/



To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.1.7 : Wed 19 May 2004 - 16:05:01 MET DST