Niedzielni webmajstrzy (a propos PCkuriera 14/97)

Autor: Jaroslaw Rafa (raj_at_ux.wsp.krakow.pl)
Data: Fri 04 Jul 1997 - 19:27:50 MET DST


Warto zwrócić uwagę na bardzo cenną dyskusję na temat zasad i stylu
tworzenia stron WWW, która ukazała się w ostatnim numerze PCkuriera.
Prawdę mówiąc, nie spodziewałem sie tak dobrej - i tak ważnej! -
publicystyki po tym typowo informacyjnym, i dość znacznie
"microsoftowym" w nastawieniu piśmie.
Jest to temat niewątpliwie bardzo ważny i istotny w sytuacji zalewu
tandetnych stron WWW. Ileż to razy trafiłem na stronę, która np. z
powodu jakichś absurdalnych zestawień konstrukcji HTML-owych, całkowicie
niezgodnych z ich sensem, wyświetlała się w mojej przeglądarce np. tylko
częściowo - niektórych jej fragmentów w ogóle nie było widać. Oczywiście
tworzona była jakimś wspaniałym narzędziem typu WYSIWYG, a w jedynie
słusznej przeglądarce ;-> wszystko było widać poprawnie... Niestety,
nieco bardziej rygorystyczny w interpretacji tagów HTML-a Netscape już
takich dziwactw nie trawił...

Muszę się tu jednak odnieść do pewnych sformułowań w w/w tekstach, z
którymi zgodzić się niepodobna. Paweł Wimmer, jeden z uczestników
dwugłosu, pisze w tekście pod wymownym tytułem "My home - my castle", że
nie ma żadnego obowiązku stosowania się do standardu HTML i nie zgadza
się z poglądem, że każda strona WWW powinna być możliwa do przeczytania
dla każdego użytkownika. "Mój dom jest zamknięty na klucz i wpuszczam do
niego tylko te osoby, których obecności pragnę [...] W taki sam sposób
mam prawo traktować tworzoną przez siebie witrynę internetową [...] A
jeśli ja wręcz sobie życzę, aby moja strona była dostępna tylko dla
niektórych osób? Przecież wiele dokumentów ma charakter poufny i są one
przeznaczone wyłącznie dla wybranych grup osób, a nawet chronione
hasłem. A czym są intranety, jak nie wydzielonymi dla pewnych grup osób
miejscami w Internecie? Czy także ich zawartość ma być powszechnie
dostępna, w imię wolności i demokracji?"
Otóż Pawle, jeżeli chcesz istotnie stworzyć sobie stronę dostępną tylko
dla wybranych grup osób, to zrób właśnie to, co deklarujesz na początku
- zamknij ją na klucz. Zabezpiecz hasłem, albo umożliw wejście tylko z
określonych adresów IP. Jeżeli tak zrobisz, to oczywiście masz wszelkie
prawo na w ten sposób zamkniętej stronie robić, co ci się żywnie podoba.
I oczywiście, wcale nie musisz danych posyłać do odbiorcy HTML-em -
możesz się przecież umówić ze wszystkimi, którym udostępniasz tę stronę,
jakie muszą posiadać oprogramowanie. Możesz np. wszystko słać w postaci
plików Worda 12.0 pod system Windows 2000 - nikt ci tego nie może
zabronić.
Ale przecież zdecydowana większość ludzi tworzących strony WWW tak nie
robi. Nie utajnia ich, nie zamyka na klucz, lecz pozostawia drzwi
otwarte dla wszystkich. Co więcej, stara się jak najszerzej ogłosić o
istnienu swojej strony i zachęca do zaglądania na nią. Kieruje zatem
swoją ofertę do dużej, nieograniczonej grupy odbiorców. I nie może
zakładać, że ci odbiorcy dysponować będą jednolitym, określonym
oprogramowaniem. Oczywiście jeżeli rzecz dotyczy stron prywatnych,
będących (co tu ukrywać) głównie tylko formą rozrywki, można machnąć na
ten problem ręką: ale jeżeli w podobny sposób prezentuje się firma,
chcąca dotrzeć ze swoją reklamą do możłiwie najszerszego kręgu klientów,
bądź jeżeli tak realizuje się publiczny - a więc z założenia dostępny
dla wszystkich - serwis informacyjny, nie można już podchodzić do sprawy
tak beztrosko.
Oczywiście, nieczego nie można nakazywać i zakazywać - i w tym zgadzam
się z Pawłem Wimmerem - ale trzeba nakłaniać i przekonywać "niedzielnych
webmajstrów", bo to oni głównie są źródłem problemów, aby jednak
stosowali się do standardów, a przede wszystkim uświadamiać im znaczenie
problemu i skutki nieprzestrzegania tych standardów - bo większość z
nich jest tego w ogóle nieświadoma. Mają po prostu "przyjazne",
"myszowate" programiki, za pomocą których można tworzyć ładnie
wyglądające obrazki, mają swojego Eksplodera, który im te ładne obrazki
wyświetla, i nie są świadomi istnienia czegokolwiek innego i
jakiegokolwiek problemu! Wiem, co piszę, bo symptomy podobnego
"niedzielnego webmajsterstwa" widywałem nie raz na stronach - wydawałoby
się - dużych i poważnych firm.
Webmaster świadomy nigdy nie będzie powodował tego typu problemów.
Jeżeli nawet wzbogaci swoją stronę ramkami, animowanymi rysunkami,
odsyłaczami w postaci graficznych map, dźwiękami itp. to nigdy nie
pozwoli na to, aby pozbawienie jej tych "ozdobników" spowodowało istotne
uszczuplenie jej treści. W Pawłowym podziale na "fundamentalistow" i
"progresistów" również opowiedziałbym się po stronie "umiarkowanego
progresizmu", z tym że jeszcze bardziej umiarkowanego niż u P.Wimmera.
W końcu, dlaczego np. nie mam, dla efektu estetycznego, bądź dla
wyróżnienia pewnych partii tekstu, użyć atrybutu <font color ...>?
Dlaczego mam wyrzekać się Netscapowych tagów umożliwiających centrowanie
tekstu w wierszu? Przeglądarka nie znająca tych poleceń po prostu je
zignoruje i wyświetli resztę tekstu tak, jak gdyby nigdy nic - *treść*
strony, jej zawartość informacyjna nie zostanie przez to zubożona. Ale
jeżeli np. umieszczam na stronie odsyłacze w postaci graficznych
przycisków - każdy z nich obowiązkowo musi mieć wersję tekstową -
wpisanie parametru alt= w konstrukcję <image ...> naprawdę nie zajmuje
dużo czasu i miejsca, a pozwala czytać stronę także np. tekstowym
Lynxem, którego wbrew pozorom używa jeszcze ogromna część użytkownikó
Internetu - i to nie z zacofania, tylko dlatego, że niejednokrotnie
szybciej i wygodniej można nim dotrzeć do potrzebnej informacji
(właśnie, *informacji*, a nie efektownego obrazka!), zanim skomplikowane
produkty Microsoftu czy Netscape'a w ogóle zdążą się uruchomić. Coż
jednak z tych zalet, jeżeli po wejściu na stronę zrobioną przez
"niedzielnego webmajstra" widzimy tylko ciąg nic nie mówiących "[IMAGE]
[IMAGE] [IMAGE] [IMAGE] ..."?
Każda strona ramkowa powinna mieć swoją wersję bezramkową. Jeżeli
odsyłacze w postaci map graficznych - to raczej tradycyjnych,
realizowanych na serwerze (programem imagemap), niż tych "client-side",
dostępnych w nowszych przeglądarkach. Widziałem kiedyś stronę, której
istotnym elementem informacyjnym był generowany na bieżąco, na podstawie
pewnych zmieniających się w czasie wartości, wykres. Do tworzenia tego
wykresu autor strony zaprzągł aplet Javy. Wszystko pięknie, tylko że
przeglądarka bez Javy (a pamiętajmy, że Javy nie ma żadna przeglądarka
pod 16-bitowe Windows - czy chcemy zmuszać wszystkich ich użytkowników
do przejścia na Windows 95?) jest w tym momencie bezradna. A przecież
można było zrealizować rzecz całą od strony serwera, tak jak jest to
robione np. na stronie giełdowej, instalując na serwerze jeden z wielu
dostępnych pakietów do generowania "w locie" wykresów w formacie GIF...
Rozwiązanie proste i eleganckie. Przestrzeganie tego typu prostych
zaleceń zapewni to, że utworzymy stronę, do której zawartości treściowej
"dobrać się" będzie mógł każdy użytkownik, a w przeglądarkach "z
bajerami" ukaże się ona w pełnej krasie owych "bajerów". I naprawdę
niepotrzebne będą, przy odrobinie "pogłówkowania", napisy "tę stronę
należy oglądać za pomocą przeglądarki XXX". To naprawdę da się zrobić.

No oczywiście nie miałbym spokoju, gdybym nie wytknął w zacytowanym
tekście błędu odnoszącego się do Intranetów: Intranet to wcale nie jest
"wydzielone dla pewnych grup osób miejsce w Internecie". Intranet jest
to wewnętrzna sieć firmy *oparta na tych samych technologiach i
protokołach, co stosowane w Internecie*, a więc TCP/IP, HTTP, HTML...
Wcale *nie musi* ona być dołączona w ogóle do "prawdziwego" Internetu!!!
A po drugie, od kiedy to grupa dyskusyjna pl.comp.www.nowe-strony
"prowadzona jest przez NASK"??? A tak właśnie stoi jak byk w tekście
Pawła Wimmera.
Innemu uczestnikowi redakcyjnej dyskusji, Tadeuszowi Wypychowi, też
zdarzyła się śmieszna wpadka, gdy tak napisał o standardzie ISO 8859-2
(skądinąd będąc oczywiście jego zwolennikiem): "nie znam porządnego i
poprawnego zestawu czcionek w tym standardzie, jego byt jest chyba
wyłącznie wirtualny". Od razu ciśnie się na usta pytanie, zestawu
czcionek *dla jakiego programu bądź systemu*? Być może autorowi chodziło
o to, że nie istnieje *kompletny* zestaw czcionek w tym standardzie,
tzn. obejmujący znaki wszystkich państw środkowo- i
wschodnioeuropejskich, a nie tylko polskie; tego nie wiem, choć nie
bardzo mi się chce wierzyć, żeby nigdzie nie istniał ani jeden taki.
Natomiast zestawy "porządne" i "poprawne" istnieją niewątpliwie; jeden z
nich mam przed sobą właśnie na ekranie. Tyle, że nie jest to pod
MS-Windows... ;-)

Mimo jednak tych wpadek to, że ktoś podjął ten temat na łamach prasy,
zasługuje na uznanie. "Niedzielni webmajstrzy" na ogół nie czytują grup
dyskusyjnych, a jeżeli już, to na próby radzenia im czegoś przez
bardziej doświadczonych użytkowników sieci reagują histerycznym krzykiem
o cenzurze i ograniczaniu ich wolności, albo zadufanym "Windows is the
best". W prasę komputerową natomiast na ogół wciąż święcie wierzą, jak w
obraz. Może więc te teksty zrobią coś dobrego...

-- 
Pozdrowienia,
   Jaroslaw Rafa
   raj_at_inf.wsp.krakow.pl


To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.1.7 : Wed 19 May 2004 - 16:04:25 MET DST