Re: laptop na sali wykładowej

Autor: Atlantis <marekw1986_at_NOSPAMwp.pl>
Data: Thu 04 Oct 2007 - 08:02:05 MET DST
Message-ID: <fe1vir$kjh$1@atlantis.news.tpi.pl>
Content-Type: text/plain; charset=ISO-8859-2; format=flowed

Radosław Sokół pisze:

> Zgadza się. Przy czym nie chodzi tu o to, że wykład będzie
> łatwy do kopiowania, czy że studenci nie będą przychodzili
> na wykłady. Założę się, że prowadzący całkiem by się ucie-
> szyli, gdyby mogli przez 90 minut czytać gazetę popijając
> kawką.

Wiesz, z tym różnie bywa - zależy od wykładowcy. Spotykałem się z
dwojakim typem zachowań - jednych nie obchodziło czy ludzie przychodzą,
czy też nie - ich sprawa, ważne, aby nauczyli się na egzamin. :) Drudzy
natomiast z niezwykłą gorliwością podchodzą do tematu, w skrajnych
przypadkach decydując o zaliczeniu lub nie (przecież wiadomo, że
decydujące słowo i tak ma prowadzący, nie wiedza studenta :P) egzaminu
lub przynajmniej przerywając wykład aby nawrzeszczeć na wszystkich,
którzy jak się zdaje nie uważają (nie w sensie gadają i przeszkadzają,
ale np. tekst: "A pan ma zamiar notować? Chce pan ZDAĆ ten egzamin?" :P).

> Ale takie "kopiowanie" obraca się przeciwko studentom,
> którzy stwierdzają, że po co chodzić na wykład, skoro
> mają "wszystko" w kopii. Właśnie nie wszystko. Pisanie
> ręczne jednak sprzyja lepszemu zapamiętaniu materiału,
> pisanie maszynowe będzie tylko troszeczkę gorsze pod tym
> względem, ale korzystanie z gotowców to tragedia.

Pisanie odręczne tylko dlatego, że trwa trochę dłużej i przez trochę
większy czas absorbuje ośrodki pamięci, jednak jeśli prowadzący zbyt
szybko nawija mogą umknąć jakieś ważne rzeczy, więc na jedno wychodzi -
właściwa nauka i tak ma miejsce przed egzaminem, chociaż zgadzam się w
100%, że jest o wiele, wiele łatwiej jeśli się tam było i słyszało
wykład (w sensie słyszało świadomie, ze zrozumieniem :P)...
Problemem jest tutaj często polityka niektórych uczelni, które niektóre
wykłady traktują po macoszemu, jeśli mamy do czynienia z systemem
amerykańskim (student sam sobie wybiera zajęcia) - no i w harmonogramie
trafiają mu się o tej samej godzinie nieobowiązkowy wykład i obowiązkowe
laboratorium, konwersatorium czy lektorat (jedyna istniejąca grupa)...

> Najgorsze, że prowadzący starają się ułatwić studentom
> pracę, mniej mówiąc, mniej pisząc na tablicy, a więcej
> dając na czytelnych slajdach. I tym bardziej studenci
> myślą, że wystarczy mieć te slajdy -- bez słuchania, co
> też ten bęcwał tam mruczy pod nosem przy katedrze.
> Efekty tego są porażające.

Tak samo porażające potrafią być efekty używania coraz powszechniejszych
dyktafonów, pomijając już kwestię beznadziejnej jakości (niektóre słowa
zwyczajnie są zbyt zniekształcone) - niektórzy studenci wychodzą z
założenia, że położą na pulpicie włączony dyktafon i posłuchają później,
a sami zajmują się graniem na komórce czy gadaniem z sąsiadem. Tyle
tylko, że takie nagranie wykładu nie zastąpi, a tym, bardziej notatek
(nie wyszczególni się podstawowych fragmentów, nie podkreśli, nie
wyszuka szybko danej informacji).

> Przepisywanie jest tworzeniem notatek, swobodną interpretacją,
> podczas gdy robienie zdjęć jest bezpośrednim kopiowaniem
> utworu.

Tak samo jeśli ktoś będzie zapisywał słowo w słowo wykład. :) Moim
zdaniem nie popadajmy w paranoję - tak samo jak niektórzy profesorowie,
którzy uznają handel notatkami za kradzież własności intelektualnej.
Jakkolwiek jest to zjawisko moim zdaniem niewdzięczne - rozumiem, gdy
ktoś po zaliczeniu roku pozbywa się sterty papieru po kosztach ksero,
ale na niektórych kierunkach wyścig szczurów i liczenie sobie wielkich
sum za notatki jest niekiedy śmieszne - u mnie na szczęście panuje
raczej w większości przypadków zasada "wszyscy jedziemy na tym samym
wózku i powinniśmy sobie pomagać nawzajem". :P
Received on Thu Oct 4 08:00:13 2007

To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.1.8 : Thu 04 Oct 2007 - 08:51:02 MET DST