Re: GB a GiB [zrobiło się straszliwie OT] :)

Autor: Eneuel Leszek Ciszewski <prosze_at_czytac.fontem.lucida.console>
Data: Fri 06 Oct 2006 - 02:23:34 MET DST
Message-ID: <eg47ma$atu$1@inews.gazeta.pl>
Content-Type: text/plain; charset="iso-8859-2"

"Eneuel Leszek Ciszewski" eg3vdp$mo6$1@inews.gazeta.pl

> urodzin, czyli 23 lutego; aby było jasne, nie twierdzę, że
> nasz papież został przez Boga potępiony, ale na pewno został
> przez Boga upokorzony w ten sposób -- nie dożywając tej akurat
> niedzieli, czyli ustanawianego przez siebie długimi latami,
> Święta Miłosierdzia, bodaj święta tego Kościoła, które nie
+ Święta Miłosierdzia, bodaj JEDYNEGO święta tego Kościoła, które nie
> jest dla umarłych, ale wyłącznie dla żywych)

Samul, ulubieniec papieża, przeklinał mnie za to, że przeszkodziłem mu
w odwiedzeniu watykańskiej biblioteki, na które to odwiedzenie czekał
ów Samul całe swoje życie.

A przeklinając mnie (od lipca 1991 roku chyba po dzień dzisiejszy) życzył
mi tego, abym dążył do czegoś dla mnie ważnego, oczekiwał spełnianie się
tego czegoś, ale abym nigdy nie osiągnął tego, na czym mi zależy, abym
tracił to na przysłowiową chwilę przed osiągnięciem tego czegoś...

Śmierć licealistów (u progu dorosłego życia) i śmierć papieża (u progu
ustanawianego przezeń święta) który w ciemno poparł Samula -- stały się wymowne. :)

O śmierć w płomieniach -- poprosiłem Boga tylko **jeden raz**, zanim nastała.
Poprosiłem o to w dniu, w którym odmówiono mi przyjęcia mnie do pracy na uczelni,
tym samym skazując mnie na wegetację i opuszczenie :) tegoż świata. :) Miało to
miejsce 15 września ubroku. :)

Na uczelni tej pracowałem:

 -- 3 (trzy) lata pracy społecznej (przy SMie właśnie)
 -- 9 (dziewięć) lat etatu
 -- umowy-zlecenia, umowa o dzieło itp. -- trudno przeliczyć
    na lat,ale nie skłamię, jeśli to wycenię :) na 3 (trzy) lata
 -- moja własna działalność gospodarcza -- także trudno ja przeliczyć
    na lata etatowej pracy

A pracy tez zwolniłem się na krótki czas, aby tam powrócić po rektorskich wyborach.
Wiosną roku 2001 pomagałem swojemu ex-przełożonemu (po odejściu byłem do jego
dyspozycji tak samo, jak przed zwolnieniem się) a zimą roku 2001 odmówił mi
przyjęcia do tejże pracy. Odmowę swą podtrzymywał do wiosny roku 2004, kiedy
to ostatni raz zwróciłem się do niego z prośbą o przyjęcie mnie do pracy.

Odchodząc jesienią roku 1998, nie wziąłem stosownych dokumentów, czyli
na przykład swoich obowiązków pracy, jako że uznałem to za niepotrzebne.

Z woli profesora Gajewskiego, rektora z roku 1991 (od kilku lat już
świętej pamięci) i innych wpływowych wówczas osób (zapewne profesora
Ludwika Dobrzyńskiego) uczelni -- lata pracy 1991-1998 upływały mi
raczej nie jak pracownikowi technicznemu, ale nieco lepszej kategorii,
choć brakowało mi (i brakuje nadal) stosownych dokumentów/tytułów.

Płacono mi różnie -- czasami bardzo dobrze, a czasami nieco lepiej, niż bardzo dobrze. :)
Teoretycznie pracowałem 6 (sześć) godzin w tygodniu (we wtorek trzy i w czwartek tyleż)
ale nie musiałem przestrzegać tych dyżurów. W efekcie czasami przychodziłem nocami, ale
dostępny byłem codziennie (poza niedzielami, sobotami i świętami) lub prawie codziennie,
choć niekoniecznie w czasie tych godzin. Oczywiście jeśli się z kimś umówiłem -- przychodziłem
bez względu na czas. :) (na przykład w środku nocy z soboty na niedzielę -- przychodzenie
w nocy nie należało tam wówczas do wyjątków i nikogo nie dziwiło)

Mój ex-przełożony (defraudant sporych pieniędzy uczelnianych) jest (w skrócie)
między innymi nauczycielem etyki i moralności. :)

Pewnego dnia odkryłem na jego domowym komputerze, w cachu przeglądarki (IE) pornograficzne strony...
Był oburzony... Podniosłem słuchawkę telefonu (a dostęp miał jedynie poprzez modem telefoniczny)
i stwierdziłem:

E -- Jesteśmy off-line.
ppJK -- A co to znaczy, panie Leszku?
E -- Przeglądam to, co pan przeglądał.
         A przeglądam, bo mi chciałem coś sprawdzić i ni chciałem
         marnować impulsu. Otworzyłem przypadkowo tę stronę -- nie
         wiedziałem przed otwarciem, co otwieram.
żppJK -- To znaczy, że ktoś oglądał to wcześniej?
E -- Tak.

żppJK -- to żona profesora Jerzego Kopani

W oczach miała coś na kształt pogardy żywionej mężowi. :)
I jakby satysfakcji, że to właśnie wpadło w moje ręce.
Patrzyła na niego wymownie, a ten skurczył się, stulił,
robił głupie miny... Powiedział w końcu:

ppJK -- Ja tego na pewno nie oglądałem.

Roześmiałem się:

E -- To może pana żona. :) Tego jest tutaj dużo.
         Sam pan widzi, że nie jesteśmy połączeni ze światem...
         (w słuchawce sygnał, potwierdzający moje słowa)

Żona roześmiał się śmiechem, który wcale nie jest powodowany radością:

żppJK -- No, ja to na pewno nie.
E -- To może Kamil...

Kamil -- to ich jedyny syn.

żppJK -- Kamil tez na pewno nie, bo go nie ma od dawna w domu.

Kamil studiował w Warszawie.

żppJK -- Chyba, że to tutaj jest od dawna. Z jakiego to dnia?
E -- Nie, to świeżynki. Proszę zobaczyć: Dziś, wczoraj...
ppJK -- To nie wiem, panie Leszku...

Już nieco pewniejszy siebie...

W końcu zawarliśmy porozumienie... ...i znaliśmy wszyscy wspólnie,
iż pornostrony przeglądał pozostały domownik... :) Max lub Maks. :)
Nie był kundlem, ale rasowym bokserem. :) Chyba niemłodym. :)

Uznaliśmy po prostu, że jaki pan, taki i jego pies. :)
W zasadzie -- coś w tym dziwnego, że pies profesora potrafi korzystać IE? :)
Trochę tematyka budziła we mnie obiekcje... Pies i nagie kobiety?...
No -- ale nie od parady mówi się czasami 'pies na kobiety'. ;)

Oczywiście rozmowa odtworzona z pamięci i nie odzwierciedla
literalnie :) tamtej sytuacji, ale sens oddaje w 100 procentach, :)
za co świadczę swoim życiem. :)

-=-

Jako pracownik profesora Jerzego Kopani -- brzmiałbym wiarygodnie
w uszach jego znajomych, ale jako bezrobotny -- niekoniecznie. :)

A na zatrudnienie się

 -- bez stosownych dokumentów,
 -- z niechętnym stanowiskiem nowej nieoficjalnej władzy
    (czyli duchowieństwa)
 -- i przy sprzeciwie profesora Kopani, byłego prodziekana
    Wydziału Humanistycznego, byłego posła na Sejm RP, byłego
    prorektora Uniwersytetu w Białymstoku, dobrego znajomego
    (?przyjaciela?) Leszka Balcerowicza
liczyć nie mogłem...

Nie mogłem liczyć mimo swej przeszłości, mimo tego, że zabiegano
o mnie swego czasu na wielu wydziałach tej i nie tylko tej uczelni,
mimo wielu innych sprzyjających temu zatrudnieniu okolicznościom...

O ,,odkryciu'' cachowym :) zapewne bym zapomniał, gdyby nie fakt, że to
ono pomogło w podjęciu takiej, a nie innej decyzji mego ex-przełożonego. :)

Profesora Gajewskiego nie znałem osobiści. Widziałem go tylko jeden raz
i nie rozmawiałem z nim ani razu. Nie byłem nawet na jego pogrzebie.

Profesora Dobrzyńskiego znam z przerwanego studiowania na Fizyce.
Po moim odejściu z Fizyki w 1991 roku zapłacił mi hojnie ,,pustymi rękami'' :)
za moją pracę, :) którą miąłem wykonać bezpłatnie. BTW -- praca ta była
równie trudna, co dwumrug ;) oczu. :) Ktoś dowcipny pokasował 'logina.com'
i nie bardzo było wiadomo, jak się dostać do sieci. :) Poproszono mnie, abym
przyszedł i coś z tym fantem uczynił, a przyjście takie było moim obowiązkiem
służbowym tak zwanym. Przyszedłem, pokazałem Andrzejowi Stasiewiczowi, jakie
jeszcze programy pozwalają na logowanie (ówczesny Novell był idiotoodporny
bezgranicznie, jeśli chodzi o tego rodzaju ,,ataki'') i podłączyłem się...
Po jakimś czasie wezwała mnie Kwestura i obwieściła, że mam pokwitować
odbiór miliona złotych -- ówczesnego miliona, który zdenominowano do
późniejszych stu złotych, czyli około dzisiejszych czterystu. :)
Płacąc w taki sposób, profesor Dobrzyński nie wydał ani złotówki
ze swego stanu, :) ale odblokował mi pieniądze należne za niewykonaną :)
pracę u prof. Marciszewskiego. :) Innymi słowy -- profesor Dobrzyński
zapłacił mi, choć nie musiał, ja otrzymałem sowitą zapłatę, której
się nie spodziewałem, tak zwani wszyscy wiedzieli, skąd są te pieniądze
i jednocześnie nikt nie mógł profesorowi Dobrzyńskiemu zarzucić :)
rozrzutności :) ani sprzyjaniu mojej osobie. :)

Profesora Kopanie poznałem, gdy był prodziekanem, zanim był posłem
i znajomym Leszka Balcerowicza, i zanim był prorektorem UwB. :)

BTW -- wszyscy wokoło mnie się rozwijali. :) Było to znamienne Arkedocji. :)

Każdą osobę na tej uczelni poznałem albo poprzez pracowanie tam, albo poprzez studiowanie.
Innymi słowy -- w zatrudnianiu mnie nie pomagali mi wujkowie, ciocie, kuzyni itd.
Aktualnie na Wydziale Prawa pracuje mój kuzyn, Karol Wieliczko, z którym widuję
się raczej ;) rzadko :) z uwagi na ciążący na mojej osobie nieoficjalny wyrok
inkwizytora, księdza Henryka Samula. :) Jak powszechnie wiadomo -- Świętą Inkwizycję
zamienił w Kongregację Nauki Wiary (na której czele stał obecny papież) Jan Paweł II,
ale (jak wiadomo nieoficjalnie) Święta Inkwizycja nadal ma dużo do powiedzenia ustami
świętych ;) inkwizytorów takich jak nieomylny ksiądz Henryk Samul. No i jak wiadomo
powszechnie, opał (drewno) dziś jest w cenie (na przykład meble są straszliwie drogie)
dlatego tez obecna Święta Inkwizycja ogranicza się jedynie do izolowania niewygodnych
ludzi -- takich własnie jak ja. :) W likwidowaniu tego nakazu pomaga mi mój Bóg. :)
Niestety Miłość (a Bóg jest właśnie Miłością) cierpliwa jest i łaskawa, nieskora do gniewu...
(poniekąd słusznie -- popalonym licealistom nie sposób żadną modłą przywrócić życia)

BTW pomagania ,,pustymi rękami'' -- jedną z takich osób, które mi pomogły ,,pustymi rękami''
jest Gates, który się wychowywał :) też na komputerach PDP. :) Odchodząc z M$ -- podarował
mi :) 50 tysięcy miejsc pracy informatyków (tak wróżą analitycy rynku) w Europie, co oczywiście
przekłada się także na sytuację w Polsce. :) Wcześniej zaprosił mnie i osoby mi towarzyszące
do USA, po czym regularnie (co roku jesienią) byłem zapraszany tam przez bodajże radcę handlowego
ambasady amerykańskiej -- ja i osoby mi towarzyszące, których mogło być w pewnym sensie dowolnie
dużo. Wiza w takich przypadkach była obligatoryjna, a za taką wizę trefne osoby w Polsce musiały
wówczas płacić (dzień dobry Jarkowi i Agnieszce oraz ich firmie turystycznej) 20 tysięcy dolarów
amerykańskich. Gdy Gates zapraszał mnie (a raczej moją firmę, której nie zlikwidowałem do dnia
dzisiejszego) pisał, iż stawia na takich jak ja, czyli takich, którzy poszli w górę i upadli. :)
No i za ten gest Gatesa polubiłem w pewnym sensie ponownie. :) Pierwszy raz polubiłem go z obowiązku,
albowiem należało :) lubić wszystkich, którzy wywodzili się ze świata, który ja, w opowiadaniach
swoich, nazwałem Arkedocją. :)

DEC stawiała na ludzi młodych, studentów lub uczniów, o elastycznych umysłach i oddawała
im za freeko do dyspozycji swoje komputery i swoje oprogramowanie, licząc na to, iż ludzie
ci w przyszłości będą stawiali właśnie na komputery, oprogramowanie i tak zwaną filozofię DEC.
W całym świecie znane były PDP lub ich komunistyczne odpowiedniki, produkowane w Bułgarii,
ZSRR i nie wiem, gdzie jeszcze, a oprogramowywane DECowskimi RSXami. Czy także cały świat
znał VAXy -- nie wiem.

Alpha (ostatnie dziecko DEC) w połączeniu z WNT (powstałym z połączenia sił M$ i DEC)
miała podbić świat w nadchodzącej internetowej wojnie i pokonać Uniksa, powstałego na PDP.
Stało się jednak inaczej -- Unix wsparł Alphę, WNT spadł do PeCetowych desktopów i począł
przybierać postać WXP, który wyparł w lipcu br. do końca WinDosa (Win opartego na Dosie)
ale w 1998 roku (właśnie wtedy, gdy zwalniałem się z pracy) DEC została wykupiona przez
Compaq, połączoną parę lat później z wspieranym budżetowymi pieniędzmi amerykańskimi
legendarnym HP przy czynnym acz nieudanym sprzeciwie tytułowych rodzin Packardów i Hewlettów. :)

E. :)

Postscriptum: Nie jestem zwolennikiem pornografii, ale jestem zwolennikiem ładnych aktów. :)
              Nagość nie jest zabroniona prawem kanonicznym Kościoła rzymskokatolickiego,
akt także nie jest zabroniony prawem cywilnym czy świeckim, czy jak je nazwać. :) Kaplica
Sykstyńska (mniej więcej tam, gdzie kardynałowie wybierają nowego papieża) ozdobiona jest
wszelkiej maści goliznami :) najwyższych lotów, :) a Matka Boska doczekała się wizerunków
ukazujących Jej piersi. :) O jednym z takich obrazów (o Piastunce Karmiącej) pisał dozwolony :)
poeta, ksiądz Jan Twardowski -- który niefortunnie zauważył 'śpieszmy się kochać ludzi, tak
szybko odchodzą', choć przecież Miłość jest cierpliwa, łaskawa i nigdy nie ustaje, a śmierć
ciała nie jest przeszkodą w miłowaniu... :)

Nadto i samo Pismo Święta wychwala piękno kobiecego ciała, w tym i piękno tak zwanych
intymnych jego części, a w ogóle ciało ludzkie nazwane jest Świątynią Ducha Świętego
i **całe** zostało świadomie stworzone przez Boga jako święte, czego naucza oficjalnie
i śmiało rzymskokatolicki Kościół. I oczywiście jako święte -- powinno być prezentowane
stosownie :) do okoliczności, miejsca, czasu i tejże świętości, że to tak ujmę w słowa. :)
Warto może przypomnieć, że Bóg stwarza człowieka nagiego i przyodziewa go dopiero po tym,
jak ludzie występują świadomie, dobrowolnie i wręcz bezczelnie przeciwko prostemu zakazowi
omijania owocu z JEDYNEGO zaledwie drzewa całego Edenu -- drzewa poznania dobra i zła, :)
a raczej po tym, jak ludzie ci szukają winnego poza sobą -- Adam w Ewie, Ewa w wężu,
a oboje w końcu uznają za winnego Boga, :) który przecież stworzył i Ewę, i Adama, i węża...

Ksiądz Jan Twardowski nie przyszedł mi z pomocą, gdy tępiony byłem przez ,,prawowiernych'' ;)
katolików, jako zuchwały i groźny protestant, który dybie na Polskość w przededniu wyborów
prezydenckich i parlamentarnych (BTW -- ów przeddzień trwał kilkanaście lat) naszego papieża,
katolicyzm i w ogóle wszystko, co dobre... A przyjść powinien był, gdyż za protestanta uznano
mnie między :) innymi dzięki poezji księdza Stanisława Chińskiego (chyba nadal żyjącego) którą
promowałem, o co prosił :) oficjalnie i wprost ksiądz Jan Twardowski. :) Innym powodem pomylenia
mnie :) z protestantami był mój nieco ortodoksyjny :) katolicyzm -- klarowałem obowiązującą dziś
naukę Klemensa z Aleksandrii, jednego z Ojców Kościoła rzymskokatolickiego, który nie był ulubieńcem
Jana Pawła II, choć powinien był być. :)

Aby było jasne -- nie dzielę ludzi na:

 -- katolików rzymskich
 -- katolików nierzymskich
 -- prawosławnych
 -- protestantów takich
 -- protestantów innych
 -- muzułmanów
 -- żydów
 -- wyznawców religii innych
 -- niewierzących
 -- pozostałych...

I nie uważam, że któraś z tych grup jest z definicji lepsza od innych. :)
Prawosławnych lubię szczególnie mocno, bo dzięki ich kalendarzowi mogłem świętować podwójnie. :)

Za osobę, która obaliła DEC -- uznawany jest przez niektórych ludzi nasz rodak, Jan Paweł II.
Z podbojów Internetu, jak i z innych podbojów (na przykład protestantyzmu i prawosławia) nasz
rodak zrezygnował na krótko przed swoją śmiercią. Z niektórych podbojów oficjalnie -- zwrócił
prawosławnym ich ikonę -- z innych mniej oficjalnie. Zadaniem polskiego papieża, które sam
sobie nałożył, było zjednoczenie monoteizmu pod skrzydłami jednej osoby. Aby dokonać swego
dzieła, Jan Paweł II uciekał się do gwałcenia :) woli innowierców i zezwalał na takie
postępowanie swoim podopiecznym. Drogę tę zdecydowanie, na samym początku swego pontyfikatu,
przerwał Benedykt XVI. Decyzję swoją potwierdzał i potwierdza wielokrotnie -- ostatni raz
(przynajmniej tak mi się wydaje, że ostatni jak dotąd) przy okazji niedawnego konfliktu
z muzułmanami, który wynikł z nieporozumienia, związanego z cytowaniem słów, które mylnie
przyjęto jako stanowisko niemieckiego papieża.
Received on Fri Oct 6 02:25:12 2006

To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.1.8 : Fri 06 Oct 2006 - 02:51:04 MET DST