"Janusz Kornaga" op.s7rc8ngyai0wrd@li
> > jest jak jest.
> No dobra, nie jest idealnie, ale większość ludzi jakoś sobie
> radzi w nowych okolicznosciach.
Bo taka jest właśnie psychika (; mafiosów ;) z koziej wólki:
-- Skoro mi płaciłeś tyle lat, to musisz płacić mi nadal!!!!
-- No, ale inni nie płacą...
-- Nie marudź, tylko płać!!!
Ja za Twoje pieniądze czynię dobro.
Ja się za ciebie modlę, a ty masz mi
płacić!!!
-- To się nie módl...
-- To cię bandyci napadną! :) I pobiją...
A dzieci z biednych rodzin umrą z głodu!
-- Tu żadnych bandytów nie ma...
Sami dobrzy ludzie...
A dzieci nakarmię osobiście...
-- Nie ma? No, to zobaczymy...
i tłucze mnie mój adwersarz młotkiem w moją :) głowę, po czym mówi:
-- A widzisz... Mówiłem, że cię bandyci pobiją...
I warto było? A tak -- ja się modlę, ty płacisz,
a ja za twoje pieniądze pomagam biednym dzieciom...
I bandyci ciebie nie biją. :)
I to właśnie jest ,,charytatywność''. :)
Obok niej jest jałmużna. Wygląda niby podobnie,
ale >>krzesło elektrycznie<< też wyglądem przypomina >>krzesło zwykłe<<... ;)
I nawet siada się podobnie na te krzesła...
> Jezeli popadłes w tarapaty, to powinienes szukać pomocy, jest pomoc,
> opieka społeczna i oni są zobowiązani do udzielania pomocy.
No właśnie. :) Są zobowiązani. I to jest właśnie działalność Kościoła
rzymskokatolickiego w wydaniu świętego in spe Jana Pawła II:
-- najpierw zdrowego człowieka pozbawia się pracy, aby dawał na ,,Kościół''
-- następnie skazuje się go na ,,opiekę społeczną''. :)
-- aby napędzał tę patologię -- bo teraz inni będą musieli
płacić na ,,Kościół'', gdyż ów ,,Kościół'' mnie utrzymuje...
problem w tym, że ,,Kościół'' zabiera 100 punktów, na swoje
cele zabiera 95, 1 wydaje na mnie (4 gdzieś się ulatniają)
i szczyci się pomocą najuboższym ;)
-==-
Co do tego, że
"Janusz Kornaga"> większość ludzi jakoś sobie radzi w nowych okolicznosciach.
Nie znasz dramatu całej masy ludzi, którzy sobie nie radzą.
Ponadto inni mają rodziny, a ja -- nie mam. I tu właśnie
jest mroczna strona wojtyłyzmu.
Gdyby Wojtyła nie umarł do dnia dzisiejszego, ale nadal prowadził swoją
politykę, zapewne umarłbym do tej pory ja. I gdyby jego następca nie
zrezygnował z drogi obranej przez Polaka -- też bym już nie żył. :)
Dwa razy w życiu nie wierzyłem własnemu szczęściu:
-- raz, gdy nauczycielka (św. dzisiaj pamięci Łuksza) powiedziała,
że zakwalifikowałem się do wojewódzkiego ,,szczebla'' olimpiady
matematycznej, co skutkowało zwolnieniem mnie z egzaminów
wstępnych do szkoły średniej
-- no i ten drugi raz, gdy Ratzinger nazwał siebie nie Janem Pawłem III,
ale Benedyktem XVI...
W jednej chwili wszystko uległo zmianom!!! Ale przez długi czas żyłem obawami:
-- A jeśli on tylko z imienia Benedykt XVI, a naprawdę Jan Paweł III?
Ale minorowe nastroje ,,społeczeństwa duchownych'' dawały otuchę...
Pojmowałem, że to nie tylko koniec (przynajmniej na jakiś czas)
z katolicyzmem Jana Pawła II, ale że na dodatek zwrot w kierunku
Soboru Watykańskiego II, a wiedziałem dokładnie, co to miało oznaczać...
O soborze tym pisałem bardzo długo za życia polskiego papieża, który
bezmyślnie poparł mego prześladowcę -- dzisiejszego inkwizytora, :)
księdza Henryka Samula... Polscy duchowni udawali głuchych i głupich. :)
-- Masz nam płacić i koniec!!!
Sam wybór kardynała Ratzingera na nową głowę kościoła rzymskokatolickiego
był oczywistością, do której przywykałem od wielu lat, dlatego wybór imienia
Benedykta XVI, zamiast Jana Pawała II -- po prostu mnie zaskoczył.
Aby było jasne: Imię wyznacza osobowość, czyli [tutaj] stawiane sobie
zadania, zamierzony/obrany kierunek rozwoju, kierunek polityki itd...
> Są gazety, telewizja, interwencje, często bardzo skuteczne.
Często -- o ile w grę nie wchodzi konflikt z ,,Kościołem'', a tutaj wchodzi. :)
Gdybym Ci napisał, jak wysoko zasiadają ludzie,którzy jeszcze przed kilku
laty rozgłaszali niemal publicznie, że jestem ich przyjacielem -- wysłałbyś
mnie zapewne do czubków tak zwanych. :) I NIKT z nich nie ruszył palcem
w mojej sprawie! Zadowolili się modlitwą :) i to tylko do czasu, gdy święty
in spe papież żył. Później w ogóle o mnie ,,zapomnieli'', a po ostatnich
wyborach -- chyba zapomnieli o mnie naprawdę. Na szczęście pamięć im
odświeża niepewna sytuacja polityczna :) i widmo ;) ponownych, czy
raczej przedterminowych wyborów parlamentarnych. :)
> Nie masz bliskiej rodziny?
Mam. Są bogaci i bardzo bogaci, nawet jedna z kuzynek (może i niejedna) ma
własną szkołę i wcześniej żyła zdecydowanie ponad stan za pieniądze samotnej
siostry męża -- notariuszki, bo ani owa kuzynka nie zarabiała wiele, choć była
dziennikarką, :) ani jej małżonek, a żyć się chciało. Mam majętną rodzinę w USA
(nie widziałem owej rodziny ponad ćwierć wieku) i mam bogatą matkę chrzestną
(ojciec chrzestny też był bogaty, ale zmarł przed laty, a wcześniej był długo
sparaliżowany)...
> Oni mogliby skutecznie pomóc.
No właśnie nie. :)
> Ludzie co pare lat kupuja nowe meble, pozbywają sie poprzednich, mozna
> miec za niewielką sumę, albo całkiem za darmo. Dlaczego nie potrafisz?
Bo zacząłem zarabiać pieniądze, gdy liczyłem sobie **kilka lat** i raczej
koncentrowałem się nie na wyciąganiu rąk po pomoc, ale na zarobkowej pracy. :)
I od niepamiętnych czasów hojnie rozdawałem pieniądze i nie tylko pieniądze,
a nie uczyłem się jęczenia i ,,wymadlania''. :)
> Podaj może adres, to prześlę przekazem, dojdą do Ciebie, czy ktoś po
> drodze przechwyci?
Meble czy pieniądze? :)
List polecony z Urzędu Miasta nie dotarł do moich rąk.
Naczelniczka (czy dyrektorka) poczty oznajmiła mi, że
listy będzie przekazywała nie adresatowi, ale temu,
komu jej będzie wygodnie. :)
BTW -- list oznajmiał o formalnym wykreśleniu z ewidencji
Urzędu Miejskiego firmy, która jest sprawczynią moich kłopotów. :)
No i może ;) dlatego ;) nie trafił do moich rąk, choć był poleconym
listem, :) poprawnie zaadresowanym do mnie. :) Został odebrany nie
przeze mnie, ale przez mego ojca, który zgodnie z ,,prawem pocztowym''
nie miał prawa do odebrania tego listu w moim imieniu, jako że nie był
adresatem listu i nie był zameldowany pod adresem, na który list został
wysłany. Natomiast był zainteresowany tym, abym jak najdłużej owego listu
nie otrzymał. :)
Miałem w tej sprawie iść ze skargą do jej przełożonego, ale tego dnia
było za późno, to znaczy przełożony (w innym budynku -- w innej części
miasta) skończył pracę (było po 15, gdy tam dotarłem) później były
jakieś urlopy, aż w końcu mi przeszło. :)
Ostatecznie i tak wiedziałem o tym, że Urząd ma wysłać list (bo wysłał
niejako na moją prośbę) a na przyszłość dostałem nauczkę -- poczta
w Polsce kieruje się ,,swoimi'' prawami. :) Urzędniczka proponowała
mi, abym osobiście odebrał ów list z uwagi na ,,pewne ;) uwarunkowania''.
> ale ja sam problemu nie rozwiążę,
Dokładnie. :)
Chyba, że jesteś wpływową osobą w Polsce i zapytasz głupio ;) stosowne
osoby o to, dlaczego do dnia dzisiejszego mnie nie zatrudniono... :)
Wpływowe takowe osoby poprzestały swego czasu na modlitwach w mojej
sprawie. W rzeczywistości po prostu nie była im na rękę moja praca
na uczelni, ale moja własna firma, której by oczywiście ,,od serca''
(od serca aż do ;) portfela) pomogli. :)
Niestety ja mam ochotę powrócić do pracy na uczelni. :)
I jest to konkretna ochota, nie zachcianka. :)
No -- i jest jeszcze jedna osoba, która mogłaby mi skutecznie dopomóc,
ale ani ja tej osoby nie znam osobiście, ani ona mnie, chyba że mnie
zna, a ja o tym nie wiem. :) No i gdyby ta osoba o mnie wydała dobrą
opinię -- to by mnie przywrócono do łask tak zwanych... (i pewnie bym
wówczas mógł kupić nie tylko meble, ale i nowy samochód -- na przykład
Suzuki)
Przed niemal dziesięciu laty -- to ja bym miał tej osobie wystawić opinię. :)
> potrzebna jest aktywność wielu ludzi no i Twoja.
Wystarczyłaby niewielka aktywność którejś czy któregoś z dziekanów ;)
lub któregoś z właścicieli prywatnych szkół. :)
> Pozdrawiam. Janusz.
Zdrowia nigdy dosyć -- też więc pozdrawiam. :)
E. :)
Received on Mon Apr 10 00:10:08 2006
To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.1.8 : Mon 10 Apr 2006 - 00:42:01 MET DST