Re: Co sie stalo z cenami laptopw

Autor: Eneuel Leszek Ciszewski <prosze_at_czytac.fontem.lucida.console11>
Data: Sat 21 Jul 2007 - 00:14:53 MET DST
Message-ID: <f7rc84$jfr$2@achot.icm.edu.pl>
Content-Type: text/plain; charset="iso-8859-2"

"John Smith" 46a101ac$0$8912$88260bb3@free.teranews.com

> No ale ten towar w hurtowni nie może kosztować 20 zł a zysk sklepu 80
> zł. Raczej jest odwrotnie.

A jesteś właścicielem takiego sklepu? Czasami marże porażają.
Weź choćby cenę aspiryny -- tuż obok mnie, w aptece kosztuje
(kosztowała ze dwa miesiące temu, a nie jem tego nałogowo,
więc nie wiem, ile teraz tam kosztuje) mniej niż 5 złotych
(może nawet mniej niż 4.5 -- już nie pamiętam) a w przeciętnym
sklepie (spożywczym na przykład) jej cena przekraczała wówczas
7 złotych, a czasami dochodziła do 9.

W jednym sklepie za puszkę pepsi czy coli płaciłem po 99 groszy
(czasami otrzymywałem jeszcze opust trzyprocentowy) a w innych
(na przykład na stacjach benzynowych) za identyczną puszkę
trzeba było płacić od 2 do 3 złotych.

W tym samym sklepie spożywczym widziałem mleko (Zambrowskie)
za 1.99 i za 2.99 za litr w aluminiowanym kartonie. Różniły
się te mleka tylko czasem dostawy -- starsze było droższe.

-=-

Kiedyś sprzedałem znajomemu drukarkę, ale zapłatę otrzymałem dolarami,
nie złotówkami. Jeden z banknotów był naderwany i musiałem go wymienić
po niskim kursie w jakimś szczególnym miejscu (nie w kantorze) o czym
go powiadomiłem dla przyzwoitości. Gdy mu wyjaśniłem, że nie straciłem,
lecz mniej zarobiłem -- był zdumiony, bo sprzedałem mu **znacznie taniej**
i szybciej (krócej czekał, niż by czekał, gdyby kupił u kogoś innego) niż
ci, którzy zapewniali go, że sprzedają bez zysku. :)

Ja, przy jednoczesnym sprzedawaniu dziesięciu komputerów miałem około
16 procent od ceny mojej sprzedaży: Jeśli sprzedałem za 100 złotych
(to były miliony, bo było przed denominacją) to kupowałem za 84 złote.
Ale ja nie miałem na stanie lokali, urządzeń typu fax (wówczas obowiązkowy)
sekretarek, a miałem na przykład bezpłatną księgowość i pewnych odbiorców,
którzy zazwyczaj płacili mi za towar, zanim ja płaciłem swoim dostawcom,
czyli obracałem cudzymi pieniędzmi, na dodatek kupując zazwyczaj na kredyt
kupiecki.

-=-

Najwięcej zarabia się na drobiazgach, których cenę trudno określić
na tak zwany zdrowy rozum.

-=-

Zobacz, ile w takim sklepie pracuje ludzi (a każdy otrzymuje jakąś
pensję z dodatkami typu ZUS czy podatek i innymi z jakiegoś funduszu
socjalnego) ile jest urządzeń do naprawiania, ile trzeba płacić za
lokale -- czynszu jeśli jest dzierżawiony, podatku (a jest teraz
w Polsce zabójczo wysoki) za ogrzewanie, za energię elektryczną itp.,
a szybko dojdziesz do wniosku, że nie jest odwrotnie.

-=-

Jeśli porozmawiasz z kimś uczciwie o marżach, to być może padniesz z oniemienia.
Mój znajomy (gdy byłem bogatszy, to byliśmy znajomymi) :) ma w centrum Białegostoku
kamienicę. Opowiadał kiedyś, ile kosztuje u niego wynajęcie lokali. W jednym z nich
jest Citibank, z którym mam teraz nieco na pieńku, bo nie mam stosownej umowy, ani
nawet jej wzoru, a rozmawiać w jej sprawie jest ciężko.

Ile teraz taki bank płaci za dzierżawę -- nie mam pojęcia, ale wiedziałem,
ile kiedyś wynajmujący tam płacili. Najpierw uznaliśmy, że tak wysokich
czynszów nikt nie zechce płacić, ale znajomy zauważył, że ma w kim wybierać. :)
No i chyba mówił prawdę.

Wkrótce być może zapytam innego znajomego, za ile kupuje porcelanowe łyżeczki,
które jego pracowniczka sprzedaje po 29 złotych. Stawiam na to, że sztuka go
kosztuje 1 złotówkę plus koszty transportu. :) BTW -- tak zwane g...o prawda,
że łyżeczki są porządne: byle jak wykończone (purchle na powierzchni), byle
jak malowane (widać nawet gołym okiem, ale warto popatrzyć przez lupę0 i są
zbyt delikatne -- mowy nie ma o bezbolesnym upadku z metrowej wysokości na
parkiet. Ale przyznaję, ;) że są z porcelany. Za złotówkę można w Polsce
kupić nie gorzej wykończone. :) (innego kształtu i ciemniejsze, ale lepiej
malowane z takimi samymi purchlami na powierzchni)

Ponoć najwięcej zarabia się na ciuchach i na lodach, z tym że te
ostatnie trzeba nieco obrabiać, nie tylko sprzedawać i kupować. :)

Czasami ktoś handlujący ubraniami uczciwie zauważy, ile zarabia. :)
Kiedyś mi tak wyspowiadała się sprzedawczyni skarpet. Zauważyła też,
że ona sprzedawanego przez siebie dziadostwa (z czystej bawełny)
nie kupiłaby komuś na prezent... Ona płaci za skarpety (dla siebie
czy dla kogoś z rodziny) kilkadziesiąt złotych za parę... Nawet
takowe widziałem w sklepie. :)

Znajomi tez opowiadali mi o swojej znajomej, która handluje ubraniami.

-=-

A parowar jak parowar. Nie znam się na parowaniu. ;)

--
   .`'.-.          ._.                          .-.
   .'O`-'      ., ; o.'   eneuel@@gmail.com    '.O_'
   `-:`-'.'.   '`\.'`.'   ~'~'~'~'~'~'~'~'~    o.`.,
  o'\:/.d`|'.;. p \ ;'. . ;,,. ; . ,.. .;. ;. .;\|/....
Received on Sat Jul 21 00:20:06 2007

To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.1.8 : Sat 21 Jul 2007 - 00:51:16 MET DST