Re: Serwis czy oszuści? (Hewlett Packard Polska)

Autor: RoMan Mandziejewicz (roman_at_silesia.pik-net.pl)
Data: Thu 14 Nov 1996 - 16:50:41 MET


RoMan Mandziejewicz wrote:
>
> Jako, że mam wrażenie, że moje listy z subj. '"Przedwojenna wyzymaczka"
> typu HP5L' poszły się przez za długi weekend kochać, pozwolę sobie

[...]

> Bardziej szczegółowe sprawozdanie - tak jak piskałem - w liście pod
> podanym subj. z dnia 1.11.96 z godz.00:24.

Jako, że faktycznie poszło się kochać, powtarzam ten liścik. Okrojona
wersja ukazała sie w KiBlu nr 46 - specjalnym wydaniu na InfoFestiwal.

====================
Andrzej Gorbiel wrote:
>
> Witam,
>
> Nastepujacy list nadeslal do nas czytelnik. Wraz z odpowiedzia drukowany
> jest w KiB nr 44 ( http://www.uci.agh.edu.pl/KIB/kib_1996_nr44.html ).
> Sprawa o tyle godna uwagi (i przestrogi!), ze jest to dokladnie 5.
> znany mi przypadek podobnych problemow z polskim serwisem swiatowego
> koncernu, cieszacego sie ponoc na zachodzie (eg. wg Fortune 500)
> raczej b. dobra opinia. Oraz, ze pierwszy mial miejsce 4 lata temu,
> co sugeruje, ze do dzis niewiele sie zmienilo...
>
> Pozdrawiam,
>
> Andrzej
>
Mam jeszcze lepszy numer z tą samą 'światową' firmą - drukarka HP DJ
1200 C i próba _wyłudzenia_ ok. 43 mln szł za 'naprawę'.
Drukarka kupiona 1.5 roku temu (po gwarancji i rękojmi) - sprawowała się
idealnie, dopóki się nie zepsuła - zdarza się - nie mam pretensji, że
sprzęt się popsuł. Dzwonię do serwisu HP i z miłą panią ustalam co
następuje: mogę przyjechać do W-wy rano i postarają mi się drukarkę
naprawić w tym samym dniu, tak żebym nie musiał w W-wie nocować.
Zadowolony z takiego obrotu sprawy melduję mojemu szefowi, że w takiej
sytuacji nie ma sensu brać się za naprawę samemu, skoro serwis tak
znanej firmy jest tak sympatyczny.
Dwa dni później rodaośnie jadę z drukarką do W-wy. Tracę godzinę czasu
na znalezienie firmy, bo szanowna pani skierowała mnie w okolice stacji
Warszawa Zachodnia, zamiast w okolice stacji benzynowej, ale nic to.
Zajeżdżam pod serwis firmy HP i tu już pierwsza niespodzianka:
ochroniarz nie wpuszcza na parking przed budynkiem - ma sobie 'gdzieś'
zaparkować i przytachać drukarkę. Na szczęście akurat odjeżdżał jakiś
pojazd i znalazłem dość blisko wolne miejsce. Z uśmiechem na ustach
tacham drukarkę do serwisu - miła obsługa 'czym mogę służyć' itd...
Zabrano drukarkę - wyrażono zdziwienie, że ktoś mi obiecał naprawę w tym
samym dniu, ale kazano kilka minut poczekać. Nic - czekam. Po ok. 10
minutach drukarka wraca do Biura Oszukiwania Klienta (C) by jakiś
Fidoludek i miły pan z delikatnym uśmiechem a'la Mona Lisa oświadcza mi,
że naprawa drukarki będzie polegała na wymianie owej drukarki na inną i
będzie kosztowała ok. 4300 zł (nowych!). Wytrzeszczyłem oczy i pytam 'To
jakiś żart?'. Pan mnie utwierdza, że to nie jest żart i że naprawdę
chcąc mieć sprawną drukarkę muszę zapłacić 4300 nowych złotych - nota
bene - jest to cena _nowej_ drukarki HP DJ 1600 C.
Zdecydowany wygrać lub zginąć żądam widzenia z szefem - miły pan dzwoni
i kieruje mnie na 5 piętro, gdzie ma na mnie czekać kierownik serwisu -
pan Marcin Boboli (dalej - pan MB). W recepcji na 5 pietrze pani dość
mocno zdziwiona tym, że pan MB ma na mnie czekać wyrywa pana MB z rąk
jakieś delegacji zwiedzającej serwis HP.
Pan MB przyjmuje mnie bardzo grzecznie, prowadzi do małej salki
wykładowej, proponuje kawkę, herbatkę itd. i pyta w czym problem.
Wyłuskuję, pan MB potwierdza, że jedyną metodą naprawy tej drukarki jest
jej wymiana i w katalogu części zamiennych figuruje tylko jedna pozycja:
drukarka HP DJ 1200 C.
Nie pozostaje mi nic innego jak używanie metod zdesperowanego petenta -
wjeżdżania na ambicję (światowa firma, traktowanie klienta, nigdy więcej
nie kupię HP), straszenie środkami nusowego przykazu (delikatne) - pan
MB 'rozumie ale nie może pomóc'. Po ok. pół godzinie negocjacji - zero
efektów. Nie mając innego wyjścia - zażądałem _na_ _piśmie_
potwierdzenia rodzaju i ceny naprawy. Pan MB próbował przytomnie spławić
mnie proponując, żebym sobie poszedł a firma HP przyśle mi faksem to co
tylko zażądam. Wykazałem się rejtanowską postawą i ostro zagroziłem, że
się nie ruszę dopóki nie dostanę do ręki pisma podającego wszystko to co
usłyszałem od obu miłych panów.
Zostałem poproszony o wizytówkę i odczekanie godzinki, ponieważ pan MB
musi obsłużyć delegację. Z godnym podziwu zaufaniem zostałem
pozostawiony samotnie w salce - sam na sam z rzutnikiem, stołem,
tablicą, kilkoma gustownymi fotelikami i klimatyzatorem. Po ok. godzinie
miła pani, która nie była łaskawa się przedstawić przyniosła mi pismo, w
którym napisano nawet więcej niż usłyszałem, ale o tym za chwilkę...
Zwróciłem miłej pani uwagę, że choć moje nazwisko jest faktycznie dość
trudne, można było je przepisać z wizytówki bezbłędnie - pani skwitowało
to 'dlaczego jest pan taki uszczypliwy?' - jakby nie było powodów.
Pismo nie zacytuję w całości, napiszę do czego się ono sprowadzało -
oczywiście _każdej_ gazecie chętnie udostępnie kserokopię pisma, a nawet
samo pismo do wglądu - mam zamiar umieścić też skan tego pisemka na
jakimś serwerze www, tak żeby każdy ewentualny klient firmy HP wiedział,
co go czeka po gwarancji... (czekam na propozycje, gdzie mógłbym to
umieścić).
Pisemko sprowadza się do stierdzenia, że jedyną naprawą, jaką firma HP
jest w stanie wykonać jest wymiana drukarki na inną - ale jak się
okazuje - wcale nie nową. Firma HP przyjęła następującą 'technikę' -
bierze od klienta uszkodzoną drukarkę, wysyła ją do naprawy do Francji,
a 'dla wygody klienta' daje klientowi inną drukarkę - już _naprawioną- -
po innym kliencie. Za tą 'przyjemność' firma HP każe sobie zapłacić cenę
_nowej_ drukarki podobnej (lecz wyższej!) klasy - w tym konkretnym
wypadku jest to drukarka HP DJ 1600C.
Podsumowując: Muszę oddać swoją drukarkę, zapłacić cenę nowej drukarki i
za to dostanę _używaną_, _naprawianą_ drukarkę.

A teraz puenta nr 1 całej sprawy: zapytałem, którą drukarkę mogę kupić
będąc spokojnym o to, że zostanie ona w razie czego naprawiona, a nie
będzie proponowana wymiana za cenę nowej. Po kilku telefonach odczekaniu
kolejnych kilkunastu minut dowiedziałem się, że naprawiane są drukarki
serii 500, 600 i 800 - a jedynie _najdroższe_ z serii DJ, czyli 1200 i
1600 są wymieniane.
Do Opola wróciłem z nową drukarką HP DJ 870Cxi i moją nadal zepsutą HP
DJ 1200C - nie muszę chyba pisać, jak mnie powitał szef - w końcu 1200C
została zakupiona zgodnie z moją rekomendacją.

Puenta puent: jako, że nie wykazałem zainteresowania samodzielnym
naprawianiem drukarki, mój szef zlecił mojemu koledze (dokładniej -
założył się z nim, ale to szczegół) próbę naprawy drukarki. Naprawa
trwała godzinę - łącznie z nbardzo ostrożnym zdejmowaniem pokrywy, nie
wymagała _żadnych_ części zamiennych ani specjalistycznych narzędzi -
wystarczyły: wkrętak i pół rolki papieru toaletowego, którym trzeba było
wytrzeć atrament wyciekający z zablokowanych w niewłaściwej pozycji
głowic. Większość czasu zajęło czyszczenie drukarki z atramentu - nie
zajęłoby to tyle czasu, gdyby zostało to zrobione od razu w serwisie HP.

Drukarka oczywiście pracuje obecnie spokojnie dalej.

W związku z takim właśnie rozwojem sytuacji intensywnie zastanawiamy się
nad zgłoszeniem w prokuraturze _przestępstwa_ - próby _WYŁUDZENIA_ 43
mln starych złotych. Wyłudzenie polega tutaj na propozycji wymiany
drukarki z drobnym mechanicznym _zacięciem_ (nawet nie uszkodzeniem) na
inną - naprawianą i żądanie za tą 'usługę' ceny nowej drukarki.
Gdyby to chodziło o naprawdę starą HP DJ 500 - możnaby było machnąć ręką
- ale chodzi tu o sprzęt już naprawdę poważnej wartości...

RoMan.



To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.1.7 : Tue 18 May 2004 - 12:56:21 MET DST