Autor: Andrzej Pełka (U238_at_wp.pl)
Data: Mon 26 May 2003 - 21:02:12 MET DST



19 maja o godzinie 21.45 napisałem:

> Próbowaliśmy "skleić" spotkanie pod Śnieżnikiem ale moja
> zwierzchność też mi już zaplanowała weekend. Tak więc
> spotkanie w pierwotnie zakładanym terminie nie dojdzie do skutku.

Zwierzchność bywa nieraz zmiennopogodowa i nieprzewidywalna. Wskutek tych przykrych właściwości 22 maja, czyli dzień przed uprzednio planowanym wyjazdem dostałem informację, że jednak od 23 do 25 maja mam oczekiwane dni wolne. Ponieważ wcześniej już odwołałem wyjazd razem z Irkiem Balickim, nie pozostało mi nic innego jak zaklepać nocleg w Kletnie (Sądejówka), spakować wór i wyjechać wcześnie rano. Tak też się stało i około godziny 10 po ułożeniu betów w pokoiku nr 3 (znacie może tą "dziuplę"?) u państwa Sądejów, popędziłem na początek obejrzeć udostępnioną do zwiedzania sztolnię pod nazwą - nieczynna kopalnia uranu. Trafiłem akurat na zupełny brak jakichkolwiek turystów i bardzo sympatyczną obsługę obiektu. Zagadaliśmy nieco dłużej o kopalni, wydobyciu i uranowych górnikach. Wejście do sztolni było dla mnie o tyleż bardziej atrakcyjne, że dzięki uprzejmości przewodnika mogłem zajrzeć w każde miejsce włącznie z zawalonymi krańcami chodników. Usłyszałem także sporo szczegółów na temat techniki drążenia skały w przeszłości jak również o problemach jakie trzeba było pokonać przygotowując sztolnię do zwiedzania. Ogólnie wyniosłem stamtąd jak najlepsze wrażenia, ale z jednym nie bardzo potrafię się pogodzić. Otóż w tej "Nieczynnej kopalni uranu w Kletnie" nie ma rudy uranu i prawdopodobnie nigdy nie było prowadzone jej wydobycie, jako że sztolnia jest fluorytowa. Pozostaje mieć nadzieję, że w miarę upływu czasu będą do niej dołączane kolejne odcinki z tych słynnych trzydziestu iluś tam podziemnych kilometrów. Może wtedy uda mi się zobaczyć w ścianie naturalne skupienie czy też żyłę blendy smolistej. Resztę czasu spędziłem przemierzając z licznikiem hałdy. Moją zdobycz z tego dnia łatwo zmieściłbym w pudełku od zapałek. Dokładnie tak, jak ktoś tu kiedyś napisał o Kletnie - świetność tego miejsca przemija. Stopniowo, coraz to bardziej eksploatowane są hałdy. Także te dotąd ukryte na stoku w lesie. Spore ilości kamienia rozwozi się na okoliczne drogi. Jedyne, czego jeszcze dużo tu widać to minerały żelaza i niebieski fluoryt. A propos, na straganie z minerałami, najpodlejszy chyba jaki można sobie wyobrazić kęs fluorytu (ledwo niebieskawy, niemal biały, nie wyszorowany z błota i paskudny jak kupa, lepsze sztuki można znaleźć na hałdzie) jakiś łobuz oferował za 15 złotych. Górskie powietrze nie zawsze działa dość trzeźwiąco... Zaglądam jeszcze do Muzeum Ziemi. Powstało takowe w budynku starej sprężarkowni. Ekspozycja efektowna, (minerały i skamieniałości) ale minerałów uranu i tam nie ma. Następnego dnia o godzinie 7 ruszam drogą od parkingu (po drugiej stronie drogi betonowe gruchy byłej kruszarni marmuru) w kierunku na Porębek i Płaczkę, po czym tzw. drogą nad lejami na wysokość Leja Małego i w lewo w dół po stoku, aż do położonej tam sztolni Śnieżnik. Do leja trafiłem bez trudu, za to pojawił się problem ze sztolnią. W końcu kierunek poszukiwań ustaliłem mierząc licznikiem spływające tam trzy strumienie. Taką metodę można by uznać za nazbyt wydumaną (okazało się, że hałdę sztolni niemalże było widać około stu metrów głębiej w lesie) gdyby nie fakt, że woda która wypływa ze sztolni (a dokładnie zawarty w niej radon i produkty jego rozpadu) rzeczywiście są wystarczająco mocno radioaktywne. Bez trudu dało się to wyraźnie wyłapać licznikiem promieniowania gamma. Porównanie wygląda następująco:

tło na mojej ulicy                                          ~  0.020 mR/h
powierzchnia hałdy (przy drodze) w Kletnie  ~  0,050    "
powierzchnia hałdy sztolni Śnieżnik               ~  0,030    "
powierzchnia strumienia ze sztolni Śnieżnik ~ 0,200 "

Przyznam, że "śpiew" licznika na miarę 0,2 mR/h nie jest zbyt gęsty ale takiego efektu w wodzie jeszcze dotąd nie spotkałem. Próba kapieli się nie udała. Z powodu bardzo niskiej temperatury wody ograniczyłem się do szybkiego umoczenia kończyn i morduchny. Łyknąłem także parę garści. Metaliczny smak jaki pozostał mi w dziobie na resztę dnia był raczej późnym skutkiem pożartych wcześniej konserw niż opilstwa (coraz to gorsze te pancerniki robią ;-) Aktualnie sztolnia jest zawalona co najmniej na odcinku 25 metrów od pierwotnego do niej wejścia. Bramka zamykająca kiedyś dostęp do wnętrza kolebie się na resztkach pordzewiałych zawiasów. Woda nadzwyczajnie obfitym strumieniem wypływa wprost z zawału. Nie widać nawet śladu pustej przestrzeni sztolni. Z "koryta" ledwie pół metra nad powierzchnię wody sterczą elementy dawnej obudowy chodnika, charakterystyczne trapezowate podpory z belek. Pewnie już nikt nigdy nie wejdzie do ocalałej jeszcze części. Nie znam się na tym, ale trochę bezsensowne wydaje mi się rycie chodnika niemal po osi doliny którą spływa woda z gór, a tak właśnie było w przypadku sztolni Śnieżnik. W dno "koryta" oraz kilka metrów obok wbite są rury zakończone czymś w rodzaju zamykanych na kłódkę żelaznych skrzyń. Wyglądają na niedawno zainstalowane. Jakaś aparatura pomiarowa? Bardzo liczyłem na zawartość hałdy. Niestety okazała się raczej mało interesująca. Duża ilość jednolitej rudo-szarej skały w postaci dosyć wielkich brył i bardzo nikłe promieniowanie. Bez nadziei na coś nowego do zbiorku. Pozostając ostatecznie pod wrażeniem niezwykłej aktywności wody i uroku okolicy (pogoda zapewniła mi w tych dniach iście pocztówkowy koloryt) około godziny 11 zawracam do Kletna mając po drodze zamiar odnaleźć na górze Stroma jakoby istniejącą tam drugą (podobnie jak w Małym Leju) pouranową sztolnię. Jednak przyjęta z konieczności (skan mapy z zaznaczoną sztolnią, przesłany mi kiedyś przez Irka Balickiego utraciłem wraz ze starym dyskiem) poszukiwawcza metoda "na Macajewa" okazała się wyczerpująca i nieskuteczna. Chełpiłem się tu kiedyś zapowiadając solidne "przeczesanie" Stromej, co jest jak najbardziej prawidłowe - wszak nigdy łatwiej się nie "czesze" jak z tyłkiem na krześle. Dopiero w terenie dotarło do mnie ile to hektarów :-) Pozbawiony mapy z lokalizacją sztolni byłem prawie bez szans. Już po powrocie do Kletna zasięgnąłem w tej sprawie języka. Według pozyskanego przeze mnie informatora (mieszkańca Kletna) na Stromej są jeszcze dwa (podobne do sztolni Śnieżnik) obiekty. Pierwszy, to dostępny ale krótki 3-5 metrowy chodnik, natomiast wejscie do drugiej sztolni jest podobno od dawna zasypane. Wbrew temu, mój rozmówca twierdził stanowczo (bazując na przekazie jakiegoś znajomego czy też szwagra), że dobywające się stamtąd promieniowanie stanowi niesamowite niebezpieczeństwo -"a jakby pan tam wszedł to śmierć pewna" Jedyne czego tak naprawdę jestem pewny, to to, że kiedy mówił o tej śmierci w oku tlił się mu prawdziwy sadysta :-) A, jeszcze to - kiedy wiele lat temu szwagier koło tej groźnej sztolni wziął do rąk kawał rudy to go potem strasznie te ręce piekły. Mało mnie w tym momencie cholera nie zabiła z zazdrości. Od żadnego z moich kamieni ręce ani nie zaswędzą. Chyba jakieś zepsute zgromadziłem! Na domiar złego okazało się, że mój rozmówca w żaden sposób nie potrafi określić położenia "groźnej" na mapie. Szwagier owszem, ale akurat nie było go w pobliżu. Nie nowe to dla mnie wyzwanie: Chcesz Jędrek kamyczka? Chcę! No to se znajdź! :-) Resztę tego dnia spędziłem oczywiście na szperaniu w okolicy. Efekt końcowy beznadziejny. Kletna nie można polecić jako dobrego miejsca na uranowe łowy. Następnego dnia rano w iście fanatycznym uporze jeszce raz oblazłem wszelkie zakamarki kopalnianej góry. W miejscu nietypowym, pośród drobnego białego żwiru (chyba marmur), na zdychającej już w liczniku baterii doszukałem się w końcu skromnej nagrody. Kamień ma dośc typowo uranowe kolory - czarno żółty plus zielone i niebieskie drobiazgi. Wewnątrz w specyficznym układzie rozgościły się drobne, zadymione kryształki kwarcu. Upodabnia je to nieco do wijącego się w kamieniu zamka błyskawicznego :-) Kamyk trafił mi się jak w sam raz w południe czyli na sam finał pobytu w Kletnie. W dotychczasowym moim zbiorku nie będzie on z pewnością najbardziej interesującym, ale jak takiego nie przygarnąć? Toż szukałem go przecież całe trzy dni! :-)

                                                           Andrzej.

To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.1.7 : Thu 04 Mar 2004 - 21:42:08 MET