Autor: thomrt_at_poczta.onet.pl
Data: Sat 10 Aug 2002 - 16:39:05 MET DST
Cześć
Ten list jest nawiązaniem do poprzedniego
o tytule Chemik amator i trucizny.
Uwagi z wielu lat przeprowadzania doświadczeń
z substancjami niebezpiecznymi.Sorry jeżeli
zabrzmi to zbyt chwalipięcko nie mam takiego zamiaru.
Zamieszczone informacje może mogą sie przydać komuś
Dawno temu dokonałem pewnego spostrzeżenia.
Uzmysłowiłem sobie że aby trucizna stała się
niebezpieczna dla człowieka musi ona najpierw dostać się do
jego organizmu. Jeżeli substancja toksyczna lub
żrąca tego nie dokona to choćby nie wiem jak była niebezpieczna
to nic nie może zrobić.
Kiedyś oprowadzałem kilku znajomych po swym laboratorium
Pokazywałem im różne rzeczy oni uśmiechali się i patrzyli
z zaciekawieniem (chemia niezbyt ich interesowała).
W pewnym momencie pokazywałem im odczynniki chemiczne a
na tej półce trzymam trucizny i wtedy zauważyłem:
pomimo tego że odczynniki były zamknięte to w ich
oczach pojawił się strach ,przestali się uśmiechać
a nogi zdradzały chęć zrobienia kroku do tyłu.
Pomyślałem że w ludziach jest zakodowany strach przed
truciznami.Niektórzy naczytają się kryminałów i horrorów
a potem sądzo że trucizna to coś co przeniknie
przez szkło butelki popełznie w ich stronę a później samodzielnie
wniknie do ich żołądków celem pozbawienia życia.
Jeden z nich palił papierosa i pomyslałem sobie
Kurcze gdyby on wiedział jaką silną truciznę on wdycha.
Większość ludzi sądzi że nikotyna to taka sobie fajna
substancja która jest potrzebna palaczom albo też unosi
się w powietrzu pokoju.
Mało kto wie że nikotyna pod względem toksyczności i szybkości
działania podobna jest do cyjanków.
Podsumując wszyscy niezmiernie bali się tych zatkanych butelek gdzie
substancją w nich pod względem toksyczności daleko do nikotyny
ale nikogo nie raził nikotynowy dym.
Jak kiedyś powiedział Paracelsus wszystko jest trucizną i nic nią nie jest
a wszystko zależy od dawki. Dużo osób bardzo protestuje na wieść o tym
że gdzieś wykryto taką a taką substancje chemiczna. Lecz już
niewielu zapyta się w jakim ona jest stężeniu.W końcu im dokładniejsza jest metoda
pomiaru tym więcej substancji można wykryć w granicznym przypadku prawie
wszystkie.
Kiedyś czytałem o takim przypadku gdy z przepustki wrócił żołnierz z promilami we krwi
Przełożony się wnerwił i postanowił doprowadzić podwładnego do stanu
normalnego własną metodą polegająco na piciu stęzonego r-ru NaCl.
Pomimo że chłopak wymiotował to dowódca nie zaprzestał kuracji i na siłe
wlewał w niego solanke i żołnierz zmarł. Gdy zrobiono sekcję okazało się że przyczyną
śmierci było zatrzymanie akcji serca. Jak wiadomo po zewnętrznej i wewnętrznej
stronie błony komórkowej są różne i ściśle okreslone stężenia Na i K. Zmiana tych
stężeń powoduje przepływ impulsów nerwowych.Pojawienie się dużych ilości Na
zaburzyło tą równowagę i uniemożliwiało poprawne przekazywanie bodźców.
Wniosek ztąd że nawet jadana przez nas sól kuchenna może być trucizną
Ja traktuje każdą substancję jako potencjalną trucizne. Jak wyjasniłem wyżej nie ma
podziału na trucizny i nie trucizny.Wszystkie substancje można by poukładać w ciąg
gdzie na lewo od dowolnej substancji można znaleźć mniej toksyczną od niej a na prawo
bardziej toksyczną. To przejście jest ciągłe jak np od ciemności do jasności czy
ciszy do hałasu.Zresztą toksyczność zależy od wielu innych czynników jak
np odporności własnej eksperymentatora
Mam zawsze z substancją chemiczną układ partnerski polegający na tym że
nie wkładam w nią palców ani nosa ani innych części ciała a ona grzecznie siedzi
w kolbce zlewce czy innym naczyniu. I nie zamierza się z niego ruszać bez pozwolenia.
Mówiąc jaśniej odczynnik i eksperymentator zajmują odmienne i nigdy nie zachodzące
na siebie położenie w przestrzeni trójwymiarowej.
Jednakże substancji nie należy ufać.Gdy czujesz zapach jakies substancji
to można spokojnie założyć że jest ona już w Twoim organizmie
Stąd też nie przykładam większego znaczenia do
faktu czy substancja jest trująca czy też nie natomiast istotne jest dla mnie
znaczenie jakim sposobem substancja może dostać się do organizmu. Zanim zaczne
eksperymentować z jakimś odczynnikiem zawsze staram się znaleźć maksymalną ilośc
dróg zatrucia które nie zawsze są oczywiste Niekiedy znajduje ich więcej niż podał
autor w ostrzeżeniach doświadzenia np.
Wielu autorów książek o doświadczeniach opisuje przemianę HgJ2 z odmiany czerwonej w
żółtą i nie umiescza żadnych ostrzeżeń. Ktoś kto przeprowadza doświadzenie może założyć
że sól jodek rtęci brzmi tak jak jodek potasu który przecież jest zw. jonowym i nie lotnym
więc ogrzewa HgJ2 w otwartej parowniczce do temp. przemiany a niekiedy znacznie wyższej
nie przypuszczając że znaczna część odczynnika już dawno wysublimowała.
Wg mnie bardzo istotnym elementem jest miejsce gdzie przeprowadza się doświadczenia
Ja np zajmuję jeden kąt w piwnicy. Mieszkam w domku jednorodzinnym a piwnica nie jest
miejscem gdzie się często przebywa jest to pomieszczenie raczej gospodarskie.
W owym kącie postawiłem
sobie własnej roboty digestorium które zrobiłem ze stołu i części szafy oraz paru
innych desek.Digestorium jest połączone wężęm z PCW z wentylacją zawierającą
elektryczny wiatrak
To właśnie posiadanie własnego pomieszczenia i digestorium pozwala mi na
pracę bez ograniczeń z wieloma substancjami i z minimalną szkodliwością dla reszty
rodziny.
Ostatnio pracowałem z fenyloizonitrylem i mogę się założyć że gdybym przeprowadził
choć jedno doświadczenie z fenyloizonitrylem w mieszkaniu to pożegnałbym się z laboratorium
I tak przeważnie robię doswiadczenia z ową substancją od 11 w nocy gdzie mam pewność że nikt się
nie przyplącze, a do rana odór całkowicie zniknie. Zresztą moja rodzina zna już ten
zapach i zgodnie stwierdzili że brom ,chlor ,amoniak śmierdzą ale fenyloizonitryl
je w tym przewyższa.
Dawniej też nie zważałem na pewien szczegół konstrukcyjny na końcu skomplikowanej aparatury
zwykle znajduje się coś (płuczka) co służy do pochłaniania różnych odpadów gazowych
Poco komplikować i tak skomplikowaną aparaturę.Obecnie uważam że to jest istotny
element. Np. przy operacjach z oddestylowywaniem rozpuszczalnika od fenyloizonitrylu
przy odbieralniku umieszczam płuczkę z watą nasyconą kwasem by zminimalizować ten
fetor
Innym problemem jest przechowywanie odczynników.
Ja mam ich sporo i nie jest problemem przechowywanie
substancji nielotnych. Duże kłopoty sprawia mi natomiast
przechowywanie odczynników lotnych.
Niezależnie od tego jak bardzo szczelnie staram się je zatykać
to nieustannie niewielkie ilości tych substancji uwalniają się
Jako przykład:
Kiedyś przechowywałem brom pod wodą w szklanej butelce
zamykanej korkiem szlifowym, szlif posmarowałem smarem
a całą butelkę dla pewności umieściłem w słoiku zamykanym
metalowym wieczkiem Twist.
I co? Po miesiącu niewielkie ilości par bromu ulatniające
się z butelki przeżarły wieczko. Założyłem nowe ale po
miesiącu było to samo. Wkurzyłem się ale znalazłem
rozwiązanie. Całą butelke owinąłem kilkakrotnie folią aluminiową.
Od tej pory brom zżera folie a nie wieczko. Folie muszę
jednak wymieniać co pół roku.
Podobnym problemem był jod. Takie sobie niewinnie wyglądające
szare kryształki a metalowe wieczko potrafią skorodować
nie gorzej niż brom. Więc obecnie przechowuje je podobnie
jak brom
Kiedys kupiłem w sklepie chemicznym HNO3 65% w takiej charakterystycznej
białej butelce z tworzywa sztucznego w kształcie graniastosłupa z
szerokim!!! niebieskim korkiem. Wg mnie takie naczynie zupełnie się
nie nadaje do przechowywania kwasu azotowego gdyż po pierwszym
otwarciu butelki nijak nie mogłem jej szczelnie zamknąć. Ilość oparów
była tak duża że pozostałe butelki w promieniu 1/2 metra pokryły
się kropelkami r-ru HNO3. Musiałem wiec przelać go z firmowego
naczynia do zwykłej szklanej butelki z podwójnym korkiem.
Ja zawsze staram się jak najczesciej wietrzyć szafkę z odzynnikami
(i pomieszczenie z laboratorium),nawet gdy nie przeprowadzam doświadzeń
aby zapobiegać gromadzeniu par.
Wspominam otym gdyż może to być nie uświadamiana droga jaką trucizny
mogą wniknąć do organizmu. Część eksperymentatorów może sądzić
że jeżeli substancja jest szczelnie zamknięta to pozostaje w naczyniu.
Ilość oparów może być tak mała że nie wyczuwalna ale ich stała obecność
w powietrzu może z biegiem czasu wywołać problemy zdrowotne.
Przeglądając książki chemiczne z ubiegłych lat zauważyłem że wiele
substancji które dawniej uważano za zupełnie niegroźne obecnie
są traktowane jako trucizny
np. dawniej proponowano wiele elementów laboratoryjnego wyposażenia wykonanego z
azbestu obecnie w książkach są wszędzie ostrzeżenia by nic z azbestu nie
używać
benzen popularny rozpuszczalnik obecnie odradza się jego używanie
(rakotwórczy-białaczka)
tetrachlorometan itp.
Kto mi zaręczy że obecnie używany odczynnik nietoksyczny nie zostanie
w przyszłości uznany za substancje niebezpieczną
Chcę jeszcze wspomnieć o materiałach wybuchowych. Na szczęście o ile truciznami
jest jak wspomniałem prawie każda substancja to materiałami wybuchowymi już
tylko nieliczne. Nie mniej niekiedy pracuje się z takimi substancjami. W takich
przypadkach najważniejsza jest wg mnie ilość substancji z jaką się pracuje.
( to samo tyczy się trucizn ale dla substancji wybuchowych jest to istotniejsze)
Ta ilość powinna być tak mała by jej wybuch nie spowodował żadnych szkód czyli
poniżej 0.2 g. Zależy to zresztą od odległości od substancji w jakiej znajduje sie
prowadzający doświadzenie, siły wybuchu, i tego czy doświadczenie
przeprowadzamy w otwartym naczyniu czy zamkniętej aparaturze. Taka ilość substancji
jest wystarczająca do zbadania jej właściwości czy użyciu w doświadczeniu a
przypadkowy wybuch nie spowoduje grożnych następstw.
Wg mnie łatwo poznać kto jest
chemikiem a kto tylko pirotechnikiem.W przypadku substancji wybuchowej ten
pierwszy stara się pracować z jak najmniejszymi ilościami substancji a ten
drugi odwrotnie chce uzyskać jak największy ładunek wybuchowy.
Ten pierwszy
traktuje substancje jak każdą inną a wybuchowość to jedna z wielu jej cech i nie zawsze
pożądana. Kiedyś otrzymywałem ClO2 który był mi potrzebny do syntezy chlorynów, obecnie
chloranów (III).Doświadczenie było jednym z najbardziej niebezpiecznych jakie
prowadziłem szczególnie że używałem zamkniętej szklanej aparatury (SZlify!!!)i wybuchowość
ClO2 nie było mi na ręke.
Nie udało mi się uzyskać chlorynów być może za mało zsyntetyzowałem ClO2 a być może
dlatego nic mi się niestało.
Ten drugi interesuje się tylko wybuchem by był jak najefektowniejszy i najsilniejszy
(czyt. powodował największe zniszczenia).Myslę że otrzymywanie takich
substancji w ilościach wielogramowych i większych to CZYSTA GŁUPOTA.
Tak otrzymana substancja ma właściwości identyczne z tymi dla substancji
produkowanej w małej skali a przypadkowy wybuch może okaleczyć lub pozbawić życia.
Zresztą jak ktoś chce koniecznie zbadać wybuchowe właściwości substancji zawsze może
przeprowadzić wybuch małej ilości. A wybuch dużej ilości można sobie wyobrazić jako
podobny tylko o większej sile.
I jeszcze jedna uwaga musze sie przyznać że z wygody nie zawsze zachowuje środki
bezpieczeństwa ale gdy pracuje z substancjami wybuchowymi to w pierwszej kolejności
ubieram okulary, rękawiczki i gruby swetr. Tu naprawde jest duże niebezpieczeństwo.
Przy takim zachowaniu można spokojnie pracować z nimi tak jak z każdą inną substancją
Zyczę bezpiecznych rozsądnych i ciekawych eksperymentów
Tomasz Żyguła thomrt_at_poczta.onet.pl
To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.1.7 : Thu 08 May 2003 - 14:51:47 MET DST