"RadoslawF" jed4hh$mpq$1@node2.news.atman.pl
>> Od dawna nie chodzę, a gdy chodziłem, wybierałem raczej dobre
>> lokale, czasami drogie z konieczności. Bywało, że tak drogie,
>> iż za mój jeden obiad Ty byś jadł cały miesiąc lub nawet dłużej? :)
>> Za mój niejeden napiwek Ty mógłbyś jeść cały miesiąc... Poseł był
>> wówczas moim przełożonym w pracy (na uczelni) i okazał się
>> (?kanalią? -- powiedzmy inaczej) łachudrą, o jaką trudno. :)
> Mam wrażenie że fantazjujesz na temat cen twoich obiadów.
Potrafiłem wypić sok za kilka złotych, podać kelnerce stówkę i podziękować. :)
Nigdy nie byłem mocny w rachunkach ;) a na dodatek miałem słabą pamięć ;) i nie
zawsze pamiętałem, ile %% trzeba dać w formie napiwku. Skurwiele księżą właśnie
tę formę dobroczynności (bo jednak to żaden napiwek, to po prostu darowizna)
próbowali ukrócić -- niech naród szuka pomocy jedynie w Kościele. nie zaś
bezpośrednio u innych ludzi. :)
A ceny obiadów? W drogich hotelach (nie nocowałem tam nigdy, a jedynie
jadłem) nie zawsze ceny obiadów były wysokie, ale czasami były
makabrycznie wysokie.
I właśnie dlatego, że w tych jadłodajniach ceny były makabrycznie wysokie,
dawałem w innych miejscach wysokie napiwki -- tam musiałem dać z obowiązku,
tu zaś mogłem dać po dobroci, na dodatek do niskiej ceny jedzenia. Ceny
jedzenia w stolicy były kiedyś znacznie wyższe niż ceny podobnego (może
i lepszego) jedzenia na prowincji typu Białystok, co też zachęcało do
dobrowolnego dawania wysokich napiwków tutaj.
Gdy fryzjerka chciała 8 złotych za strzyżenie, dawałem 20 złotych, nie
mając już nadmiaru pieniędzy -- to były ostatnie dni dawania ,,napiwków''.
Nie jadłem już w restauracjach, ale z usług fryzjerskich czasami korzystałem.
-=-
Po prostu 20% swoich zarobków (a bywało, że zarabiałem całkiem nieźle)
oddawałem dobrowolnie bliźnim. W zamian ci właśnie bliźni odebrali mi
możliwość samodzielnego zarabiania, co poskutkowało tragicznie, czyli
utratą mego zdrowia, :) lub jak kto woli powrotem stanu zdrowia do
tego, jaki był, gdy byłem nastolatkiem.
-=-
W 2000 roku przez 40 dni liczyłem swoje wydatki -- wydałem przez te dni
40 tysięcy (z dokładnością kilku procent) złotych, choć pieniądze były
wówczas więcej warte niż są teraz -- mieszkania chyba były 3 razy tańsze
niż są teraz; a paliwo jeszcze w 2002 roku było tak tanie, że jeden
kilometr kosztował mnie 10 groszy. Teraz kosztowałby 3 razy więcej,
gdyby można było odliczać VAT, a bez odliczania VAT jest jeszcze
droższy, choć Nowe Volvo S40 pali niewiele więcej :) niż ćwierćwiecza Mercedes. :)
-=-
W białostockim Horteksie ceny jedzenia są dziś tak niskie, że za chyba
2 złote (razem z obsługa -- podaniem do stołu) można zjeść smaczne
naleśniki z serem czy dżemem. :) A jeśli nawet dziś już nie ma tych
cen, jeszcze niedawno były. W galerii handlowej za 5 złotych można
kupić 30 jajek kurzych. :) Ja płacę 15 złotych (ostatni rachunek 15.12)
lub więcej -- któregoś razu każde jajko miało dwa żółtka i za 30 zapłaciłem
coś koło 20 złotych.
Wędliny (i mięso) są tak tanie, że można by za mój niejeden dawny napiwek
jeść dłużej niż jeden miesiąc. :) Niby wszystko drożeje, ale ja kiedyś po
prostu miałem dużo pieniędzy. Praca na uczelni potrafiła dać w kilka (na
przykład 3) dni przeciętną roczną (czy choćby półroczną) pensję. :) Wtedy
nie miałem tej pracy dużo (prawie wcale) ale dziś takiej pracy jest tyle,
że można by chyba brodzić w złocie. :)
Skurwiele Ozorowskie nie mogły pogodzić się moimi zarobkami. :)
Zachowałem nawet szczątkowe dokumenty z dawnych lat, pokazujące moje zarobki. :)
Co do cen z dawnych lat -- były naprawdę różne. W Mariocie, na samym dole,
w przejściach podziemnych, można było jeść taniej niż w pobliskim obskurnym
barze mlecznym. :) Nazywało się to restauracja Patio -- w istocie był to bar.
Było tam tanio, smacznie, szybko i całkiem przytulnie. Wyżej :) było drożej,
ale jeszcze sympatyczniej -- na przykład grała żywa orkiestra. Można było
niemal dotknąć muzyków. :) Można było tam jeść (ciastka, czy pić -- czekoladę
na przykład) lub nie -- ale muzyki można było słuchać do woli, o ile akurat
grano. :) Do dziś pamiętam twarze z tamtych lat -- skrzypaczki :) grającej
dla mnie, czy czarnowłosej kelnerki Moniki. Na stolikach stały krótkie,
cięte ładne kwiatki. :) W toaletach (czy jak kto woli -- w kiblach) też. :)
Można było z tego wszystkiego korzystać za free.
Tuż obok był dworzec Centralny, na którym też były poczekalnie. ;)
Ale kible były tam płatne i nie było tam kwiatków. :)
Dla równowagi w Mariocie był obskurny podziemny parking niestrzeżony
za 80 złotych (jakieś minimum) a w Sobieskim -- ładny i strzeżony
za kilka (też jakieś minimum -- może za godzinę) złotych... :)
Kiedyś przyjechałem tam ze znajomymi -- dostaliśmy miejsce 23 na -2 poziomie. :)
(data moich urodzin) Sok (niemal na korytarzu hotelowym) z wyciskanych
pomarańczy kosztował wtedy więcej niż wiele obiadów... Lubiłem to miejsce,
bo miałem w jednym ;) parking i dwa banki (PKO bp i PeKaO) oraz blisko do
miejsc, które były mi potrzebne. :) Soku nie musiałem tam kupować. :)
-=-
Reasumując -- ceny były kiedyś różne. Moje napiwki zaś -- zazwyczaj
wysokie, choć czasami nie dałem ani złotówki. :) Do dziś pamiętam
twarz niezadowolonej kelnerki (z Białegostoku) która ode mnie nie
dostała ani złotówki. :) Gdzieś na Starobojarskiej.
Najchętniej wybierałem miejsca z żywą muzyką.
Lubię patrzeć na muzyków, gdy grają. :)
Najbardziej lubię patrzeć, jak grają na skrzypcach. :)
(zwykle ciągają kota za ogon -- ale bywa i tak, że ktoś ładnie i czysto gra)
Po skrzypcach najładniejszą jest dla mnie muzyka innych strun -- fortepianu
czy innej harfy szarpanej...
-- .`'.-. ._. .-. .'O`-' ., ; o.' eneuel@@gmail.com '.O_' `-:`-'.'. '`\.'`.' ~'~'~'~'~'~'~'~'~ o.`., o'\:/.d`|'.;. p \ ;'. . ;,,. ; . ,.. ; ;. . .;\|/....Received on Mon Jan 9 12:50:02 2012
To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.1.8 : Mon 09 Jan 2012 - 12:51:02 MET