Autor: Andrzej Pełka (U238_at_wp.pl)
Data: Sat 22 Mar 2003 - 11:36:25 MET
o tym, jak podstępnie oszukałem pewnego magika i "cudownych" właściwościach moich kamieni.
Kiedy przyniosłem do domu pierwszy kamień (wydłubany na podwórzu
przez mojego stukniętego jamnika wielki i pospolity, ale dość ładny otoczak)
żona po pewym czasie kategorycznie zażądała usunięcia go z mieszkania.
Stwierdziła bowiem, że trzymanie w domu kamieni przynosi pecha, czy też
może nawet być przyczyną poważniejszych nieszczęść. Nie jestem do dziś
pewny, czy żartowała wtedy, niemniej jednak kamień wkrótce wylądował na
swoim dotychczasowym miejscu. W miarę jak nieco później pojawiały się
w domu kolejne tego rodzaju obiekty, przeganiany z nimi a to do piwnicy to
zaś na strych, kilka razy jeszcze nasłuchałem się o ich fatalnym wpływie.
Kiedy w lecie ubiegłego roku w moim mieście zobaczyłem plakat - zapowiedź
mających się wkrótce odbyć Targów Magii i Medycyny Naturalnej, uknułem
pewien plan tajemny i niczym jakiś szpieg z krainy deszczowców czem prędzej
pognałem go zrealizować. Skoro, pomyślałem, żona ma tak negatywne
odczucia związane z moim kamienio zbieractwem, niechże wypowiedzą się na
ten temat fachowcy. Szkodzą te moje kamienie, czy też poglądy żony między
bajki mam włożyć? Dobyłem z pudła sześć brył uranowych minerałów (każda
z nich mocno radioaktywna), licznik geigera i tak wyposażony poszedłem na
ową magiczną imprezę. Czegóż tam nie było! Amulety, talizmany, fengszuje
rozmaite, słonie górnotrąbiaste, dymy, brzękadła, mikstury, kulki, wstążki
i wisiory, Chińczyk z igłami do kłucia, nakładacze rąk do nakładania
i zanosząca się dzikim, nikotynowym kaszlem wróżka do wróżenia. Zdrowa
żywność też była. No, najzwyczajniej cuda wszelkiego nagromadzenie
i bógactwo wielkie. Wypatrzyłem stoisko gdzie leżało także nieco minerałów.
Czekałem dłuższy czas, wysłuchując przy okazji wykładu na temat niezwykłego
oddziaływania rozmaitego wzoru mosiężnych blaszek. Na oko każda z nich
wyszła spod jakiejś prasy, więcej z przemysłem mającej wspólnego niż z
magią.
Nie przeszkadzało to oczywiście właścicielowi interesu twierdzić jakoby
któraś
z blach szczególnie dobrze wpływała na nerki, czy też inne podroby. Nie
jestem
oczywiście w stanie choćby z grubsza nakreślić obrazu zasobów wiedzy
tajemnej jakie zaprezentował ów człowiek. Stojąca przede mną kobieta
słuchała
tego z niekłamanym zainteresowaniem, co więcej aktywnie brała udział
w rozmowie również wykazując się wielką znajomością rzeczy. Trochę mi
w zdumieniu szczęka opadła kiedy tak podsłuchiwałem. Wreszcie przyszła kolej
na mnie. Przyznaję, nie do końca prawdziwie przedstawiłem swój problem
w taki oto sposób:
"Proszę pana, mam tu kilka minerałów które są dla mnie pamiątką z wakacji
w górach. Nie chcę się ich w związku z tym pozbywać, a jednocześnie moja
żona nie darzy ich sympatią. Co więcej, nalega aby je wyrzucić twierdząc,
itd...
Nie jestem do końca przekonany, czy to tylko przesąd, czy może "coś" w tym
istotnie jest i odczucia żony są słuszne. Czy może pan to rozstrzygnąć?"
Poszło w ruch tzw. wahadełko. Badanie polegało na kontroli wirowania tego przyrządu nad każdym z kamieni, przerywanej stuknięciami o blat stołu gdzie rzecz się działa. Znaki rozmaite czyniąc w niespełna minutę magik zakończył misterium po czym orzekł:
"Większość tych kamieni jest dla pana żony zupełnie obojętna i jak
najbardziej
mogą znajdować się w mieszkaniu. Te (tu wskazał odpowiednie) są całkowicie
neutralne względem otoczenia, natomiast ten (wskazał, w oczach miał żelazo,
a głos obniżony) wpływa na nią bardzo niekorzystnie i powinien być jak
najszybciej usunięty"
W taki oto autorytatywny sposób tajemnica lęków żony została ostatecznie
wyjaśniona! Aby dopełnić tego stanu jawności wydobyłem z kieszeni licznik.
Nie pytał mnie pan - powiadam, co to za kamienie, nie zwróciła też pana
uwagi
ich niezwykła waga. Tak więc i ja nie śpieszyłem się z wyjaśnieniami. Jednak
teraz chciałbym powiedzieć (tu włączyłem licznik), że zawierają uran i są
dość
mocno radioaktywne. Czy nadal twierdzi pan, że są wobec otoczenia neutralne
i mogę spokojnie przetrzymywać je w domu?
No niee.. - to cała odpowiedź jaką uzyskałem. Sytuacja stała się nieco
napięta,
zgromadziło się paru gapiów. W ramach rekompensaty za stracony ze mną czas
pozostawiłem mu jeden z kamieni. Wszak obaj przyszliśmy tam w interesach :-)
Obaj też nie uniknęliśmy (jak mi się wydaje) kłamstwa. Pozostaje tylko
pytanie
który z nas okazał się większym oszustem?
Andrzej.
PS: Kamień skazany na wygnanie ułaskawiłem i nadal jest w moim zbiorku.
To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.1.7 : Thu 04 Mar 2004 - 21:31:43 MET