Re: Zywnosc

Autor: Andrzej Kasperowicz <andyk_at_spunge.org>
Data: Thu, 15 Apr 2004 18:44:52 -0500 (CDT)
Message-ID: <Pine.LNX.4.58.0404151820050.8374@chi.spunge.org>
Content-Type: TEXT/PLAIN; charset=iso-8859-2

> "obrabiana" w czasie jej przetwarzania, ale, !!!, chyba wszyscy zauwazyli,
> ze codzienne zajadanie sie salcesonem lub kielbasa pasztetowa moze prowadzic
> do wniosku, ze te dwa produkty sa wyjatkowo niesmaczne (i o zgrozo!! -
> wyjatkowo silnie "uzdatnione" w czasie przetwarzania). I na odwrót - jesli

Ja nie twierdze, ze jak cos jest smaczne i dobrze pachnie to juz jest na pewno
zdrowe i bez dodatkow, nie, nasze zmysly mozna oszukac, az dziwne, ze to sie
tak kiepsko producentom przetworzonej zywnosci udaje, widocznie dobre
oszukiwanie drogo kosztuje, a skoro ludzie i tak kupuja to po co sie
wysilac...

> jesz wszystkie potrawy, ale rzadko jesz salceson lub pasztetowa, to gdy
> kupisz po dlugiej przerwie i zjesz - stwierdzisz, ze to jest najsmaczniejszy
> produkt swiata. Jesli to powtórzysz kilkakrotnie ( przez kilka dni z
> rzedu) - dojdziesz do poprzedniego pogladu - ze to jest wyjatkowo wstretny
> pokarm. Salceson i pasztetowa sa tu przypadkowo wybranymi przykladami.
> Takich przykladów jest wiele.

Gdyby rzeczywiscie na tym polegal problem to by mi tak samo smakowal ten sam
rodzaj produktu niezaleznie od tego od jakiego producenta by on pochodzil,
wazna by jedynie byla czestotliwosc jego spozywania, a tak nie jest.

> Wiec teraz chyba nie dziwisz sie, ze tak bardzo Ci smakuja produkty
> z "przemyskiego" (które zapewne rzadko konsumujesz; mozna tylko wspólczuc
> tym, którzy te wspaniale produkty zjadaja codziennie - maja do nich wstret i

Nigdy nie czulem wstretu do pozywienia, ktore mi smakowalo bez wzgledu na to
jak czesto i ile bym go nie jadl, jedynie po prostu jak sie je konsumuje za
czesto to sie ono znudzi, czyli nie ma sie na nie ochoty i przez jakis czas
sie go nie spozywa (z tego m.in. powodu ludzie sobie pokarm zawsze urozmaicaja
i nie jedza codziennie tego samego). Nigdy mi jednak nie przychodzilo wowczas
do glowy, zeby je okreslic jako niesmaczne, czy wstretne.

> zapewne wymyslaja teorie, jak to bydlo jest wypasane na "niedobrych" lakach,

W niektorych krajach nigdy zadnych zwierzat nie wypasa sie na lakach, zawsze
przez cale zycie sa w oborach czy klatkach karmione pasza, w wiekszosc panstw
zalezy to zwykle od farmera, jednak niemal wszedzie w Europie przy masowej
produkcji dominuje tendencja stalego trzymania w oborach, tak jest dla
producentow wygodniej i taniej.

> a trzoda chlewna jest karmiona sztucznie modyfikowana pasza. I to by bylo

To ze w pogoni za zyskiem dodawano do paszy zuzyte oleje mineralne jest faktem
- slynna afera z dioksynami w kurczakach sprzed kilku lat byla tym
spowodowana. O BSE nawet nie ma co wspominac - wszyscy to dobrze znaja.
W bakutilach zajmujacym sie przerobem resztek zwierzecych na maczki zwierzece
i mydlo surowiec do produkcji nieraz gnije miesiacami (smrod sie roznosi
kilometrami, dlatego bakutile sa zawsze rozmieszczone na pustkowiach z dala od
ludzkich osiedli), trzeba do skladowiska surowca do przerobu isc w wysokich
butach gumowych, bo po wejsciu na taki teren noga zanurza sie po kolano w
morzu poruszajacych sie bialych robakow - osobiscie tego nie doswiadczylem,
ale znam z czyichs bezposrednich relacji - oczywiscie do przerobu idzie
wszystko, razem z tymi miliardami bialych robakow, pol biedy jesli przerabia
sie je na mydlo, ale gdy na pasze to przeciez oprocz cennego bialka ida z tym
wszystkim rowniez odchody tych miliardow bialych robakow, a odchody juz takim
pozywnym, pelnowartosciowym i zdrowym pokarmem zwykle nie sa, przynajmniej nie
dla ssakow. Poza tym to wszystko jest zgnile, a wiec tez moze byc z tego
powodu niezbyt zdrowe dla zwierzat spozywajacyh pasze z tego przyrzadzona
nawet po wysokotemperaturowym przerobie i pozniejszej konserwacji chemicznej.
Pomijam w rozwazaniach sprawe obrzydliwosci tego wszystkiego.

> mniej wiecej zgodne z pogladem Witka Mozgi. Podpisuje sie pod tym.

Ja tam wole ufac swojemu poczuciu smaku i wechu niz bezpodstawnym, gdyz w
zaden sposob nie udowodnionym sugestiom, ze mi sie smak zmienia. Nawet jesli
sie zmienia to nie do tego stopnia, zeby nagle to co niesmaczne stalo sie
smaczne i na odwrot. Nigdy nie bylo takiej sytuacji, ze mi ciagle ten sam
wyrob nagle, czy stopniowo przestal smakowac - przestawal smakowac dopiero
wtedy gdy produkt naprawde sie zmienial, czasem w sposob zasadniczy i widoczny
- nieraz zmienialy sie nie tylko jego smak i zapach, ale i inne parametry jak
wyglad i konsystencja w przypadku pieczywa - to juz byl de facto inny produkt
pomimo tej samej nazwy (mogloby tez byc tak, ze jakis produkt po takiej
zmianie receptury czy technologii produkcji bylby lepszy organoleptycznie, ale
to sie zdarza znacznie rzadziej niz pogorszenie, niestety) - czy zatem zgodnie
z hipoteza Witka mialbym przyjac, ze mi sie zdolnosci wizualne takze calkiem
pozmienialy? Zawsze byly wyroby smaczne i niezbyt smaczne, teraz po prostu
tych smacznych do kupienia w sklepach jest IMHO wzglednie mniej, pomimo
wiekszej roznorodnosci i dostepnosci pozywienia, niz kiedys.

Zaczynam glebiej rozumiec na skutek tej dyskusji jak to mozliwe, ze producenci
moga sobie pozwolic na produkowanie coraz mniej smacznej zywnosci i mniej
smacznych odmian owocow - po prostu niektorym ludziom jest wszystko jedno, nie
zauwazaja roznicy, wiec i tak to kupia.
Hmmm... Widac jestem jakims smakoszem... ;)

ak
Received on Fri 16 Apr 2004 - 01:44:57 MET DST

To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.2.0 : Mon 05 Mar 2012 - 13:13:53 MET