Fantastyka - Ziemkiewicz

Autor: Jaroslaw Rafa (RAJ_at_inf.wsp.krakow.pl)
Data: Tue 09 Jun 1998 - 16:26:14 MET DST


Dnia 7 May 98 o godz. 21:08, Paweł Krawczyk napisal(a):

> Jaroslaw Rafa <RAJ_at_inf.wsp.krakow.pl> wrote:
> >> Apropos pisania felietonów..
> >> http://nowafantastyka.sgh.waw.pl/ziemkiewicz.shtml
> > Wlasnie to przeczytalem ostatnio w "NF" i zabieram sie do repliki... :-)
>
> Nie warto. Przeczytaj najprzód "Pieprzony los kataryniarza" - literatura
> niezła, ale zrozumienie tematu nikłe. Na pohybel krossownicom ;)
>
Jak masz ochote, to przeczytaj co wyslalem w odpowiedzi Ziemkiewiczowi do
"NF" (w zalaczeniu).
Pozdrowienia,
   Jaroslaw Rafa
   raj_at_inf.wsp.krakow.pl

                Jak sobie mały Jasio wyobraża Internet

     Odpowiedź na tytułowe pytanie można poznać, czytając felieton
Rafała A. Ziemkiewicza pt. "Przed wielkim grodzeniem", który ukazał
się w numerze 5/98 "NF". Autor przedstawia w nim swoje wyobrażenia na
temat Internetu, które z rzeczywistością mają tyleż wspólnego, co
wyobrażenia owego małego Jasia z popularnych przed laty historyjek
obrazkowych, który usłyszawszy np. że "wujka zamurowało", wyobrażał
sobie, że w buzi wujka pojawiły się nagle prawdziwe cegły.
     Rzecz jasna, świętym prawem fantasty jest fantazjowanie i
przekazywanie tych swoich fantazji czytelnikom. Niechże jednak jasno
będzie wiadome, że są to tylko fantazje. Mieliśmy już w "NF"
opowiadanie, w którym szkolny informatyk znajdował w BIOS-ie
komputera PC pliki (!), i co gorsza, usiłował te pliki kasować (!!!)..
Próba prostowania tej piramidalnej bzdury byłaby jednak pozbawiona
większego sensu, jako że mieliśmy do czynienia z opowiadaniem
fantastycznym - czyli jawną fikcją. Tutaj jest inaczej: swoje
fantazje pan Ziemkiewicz usiłuje "wcisnąć" czytelnikom jako prawdę..
     Fantazje p. Ziemkiewicza na temat Internetu sprowadzają się z
grubsza do dwóch wyobrażeń. Pierwszego, że Internet jest zbyt wolny z
powodu swojej zdecentralizowanej struktury, i drugiego, że Internet
jest za darmo. Internet jest w istocie powolny i się "zatyka", wiedzą
o tym wszyscy. Ale nie wynika to z jego struktury, tylko po prostu z
tego, że łącza są fizycznie za "wąskie". R. Ziemkiewicz wyraźnie
upodobał sobie jako chłopca do bicia odporność Internetu na wojnę
atomową. Panie, te całe pakiety to takie wolne, bo do nich czołgi
podoczepiali, żeby w nie można było jądrówkami naparzać. Wiesz pan,
takie pancerne pakiety. Ale jak się, panie, te czołgi odetnie, znaczy
się ten cały internet zdemilitaryzuje i przepnie się go panie na
zwykłe centrale, to będzie zasuwać jak Fiat 126p, a może nawet
szybciej niż to całe światło, panie.
     Tymczasem żadne centrale ani krossownice nic tu nie pomogą; przy
tak "wąskich" łączach i równocześnie takim tempie rozwoju zatkałaby
się każda sieć. Scentralizowana nawet jeszcze szybciej, tylko że przy
scentralizowanej strukturze tak szybki rozwój byłby po prostu
niemożliwy - vide socjalistyczny, centralnie sterowany handel kontra
wolny rynek. Szybkość rozwoju "wolnego rynku" Internetu przerosła
najśmielsze wyobrażenia jego twórców, a operatorzy telekomunikacyjni
zostali zaskoczeni przez lawinowo rosnący ruch w sieci niczym
drogowcy przez zimę. Teraz usiłują odrabiać stracony dystans; jak to
się im uda, zobaczymy. Sama zasada działania sieci jednak ani przez
chwilę nie została zakwestionowana. W końcu wojna atomowa nie zdarza
się codziennie, ale codziennie gdzieś psują się komputery, zdarzają
się przerwy w dostawie prądu, nieostrożna ekipa budowlana wykopie
kabel, itd. itp. A Internet, choć powoli, ale działa...
     Satelity, które tak zachwala autor, są idealnym rozwiązaniem dla
zastosowań, w których sygnał przesyłany jest tylko w jedną stronę,
jak na przykład telewizja. Do transmisji danych komputerowych nadają
się raczej średnio. W sieciach komputerowych (wszelkiego typu - nie
tylko w Internecie) dane płyną w dwóch kierunkach. Nawet gdy wydaje
się nam, że tylko "ciągniemy" informację z sieci, po każdym odebranym
pakiecie nasz komputer musi wysłać do nadawcy potwierdzenie - tzw.
handshake. Tymczasem satelita wisi te parędziesiąt tysięcy kilometrów
nad nami. Choćbyśmy w ciągu ułamka sekundy "przepychali" przez kanał
satelitarny i kilkaset megabajtów, to opóźnienie między wysłaniem
porcji danych a otrzymaniem potwierdzenia może być rzędu sekundy.
Prędkość światła, mocium panie... Więc przez satelitę szybciej nie
będzie. Będzie może więcej informacji naraz - ale nie szybciej. Co
prawda dla fantasty to żaden problem - ot, zrobi się po prostu
transmisję w pod-, albo nadprzestrzeni, tylko trzeba będzie trochę
kieszenią potrząsnąć... Internauci nie mają jednak na tyle kasy, bo
wszystko tam jest za friko, więc muszą liczyć się z prędkością
światła. Trudno darmo...
     Tak naprawdę firmy telekomunikacyjne skupiają w tej chwili
wysiłki (i pieniądze) na znacznie mniej efektownej działalności. Po
prostu zwiększaniu przepustowości istniejących łączy. Na
ubiegłorocznych targach Komtel (warto czasami odwiedzać także inne
imprezy oprócz konwentów fantastycznych), wszyscy reprezentanci
takich firm powtarzali, jak echo, jedno lapidarne zdanie: "Put the
glass in the ground". Trzeba tego szkła (czyli światłowodów; kabli
miedzianych już dawno nikt nie używa) do ziemi wkładać coraz więcej i
więcej, aby sprostać rosnącemu ruchowi w sieci. I te firmy to robią -
kosztem naprawdę ogromnych pieniędzy. Skąd je biorą? Przecież zdaniem
Rafała A. Ziemkiewicza Internet jest za darmo, płacą za niego "jakieś
uniwersytety czy kto tam jeszcze".
     I tu jest największa nieprawda w całym panaziemkiewiczowym
tekście. Autor nie zauważył, że owo "wielkie grodzenie", którym tak
nas straszy... już dawno się dokonało! Internet już od dawna nie jest
za darmo i nie płacą za niego żadne uniwersytety, rządy ani wojsko..
Powiem więcej: w Polsce Internet stał się naprawdę szeroko znany - i
dostępny - dopiero w tym momencie, gdy on za darmo być przestał! Co
zresztą jest zrozumiałe: masowy klient to duży zarobek. Może dlatego
niektórzy nie zdają sobie sprawy, że już nie jest tak, jak to można
przeczytać w sprzedawanych w księgarniach podręcznikach, które - jak
to zwykle podręczniki - opisują stan sprzed lat kilku czy nawet
kilkunastu.
     Bycie prowajderem Internetu jest to dziś bardzo dochodowy
interes. Tak dochodowy, że jednego z największych światowych
prowajderów Internetu - UUNet - stać było dwa lata temu na...
wykupienie sobie firmy telekomunikacyjnej dla zapewnienia lepszej
łączności dla swoich klientów! I to nie byle jakiej, bo również
światowego giganta, WorldCom.
     Według autora "z Internetu korzystać można całkowicie za friko
[...] i rachunki za telefon." Bagatelka, rachunki za telefon. Mocno
ograniczając korzystanie z Internetu, wychodzi to w granicach stu
złotych miesięcznie. Kto na tym zarabia? Telekomunikacja Polska S.A.
- właściciel większości łączy Internetowych w Polsce i największy
polski prowajder. TPSA wcale nie kryje się z tym, że na tym
pseudodarmowym dostępie do Internetu zarabia niemało. Zresztą czemu
miałaby się kryć? Przecież nie robi tego w ramach działalności
charytatywnej - że zacytuję tu R.Z. - tylko po to, żeby zarabiać
kasę. Ktoś dalej twierdzi, że to jest za darmo?
     Co więcej, "darmowy" dostęp przez TPSA dobry jest dla kogoś, kto
chce się Internetem pobawić. Ktoś, kto chce przy jego użyciu pracować
- bo może nie wszyscy wiedzą o tym, że Internet oprócz "radosnego
serfowania" służy również (a może nawet przede wszystkim) do pracy i
zarabiania przy jego pomocy pieniędzy! - potrzebuje pewnego, stałego
łącza i profesjonalnej obsługi ze strony prowajdera. A to już
kosztuje grube pieniądze. Tak jak zauważył R. Ziemkiewicz: "kto chce
handlować w pawiloniku w przejściach podziemnych, musi płacić
czynsz". Ten, kto chce mieć swój "sklepik" w Internecie - czyli
własny serwer - też musi płacić. Ale płaci ten, kto ma sklep, a nie
ten, kto ogląda wystawy! Oglądanie wystaw nic nie kosztuje, dlatego
może właśnie "oglądaczowi" wydaje się, że Internet jest za darmo. No,
może kosztuje tyle, co benzyna albo bilety tramwajowe, żeby dojechać
w wybrane miejsce. W Internecie to właśnie te rachunki za telefon.
     Nie będzie żadnego wielkiego grodzenia. Wielkie grodzenie już
było. Internet jest całkowicie komercyjny i przynosi grubą forsę.
Dzięki zdolności Internetu do niezakłóconego działania w warunkach
różnorakich przeszkód nie zauważyliśmy tego, podobnie jak nie
zauważamy, że komputer, z którym często łączymy się w Internecie,
został wymieniony na inny, szybszy, potężniejszy, że został
przyłączony do innego prowajdera albo wręcz... zmienił właściciela.
Tak tak, to wszystko przez tę odporność na bomby atomowe...
     Przed Internetem dopiero otwiera się przyszłość. I śmiem
twierdzić, że wszelkie nowe sieci, satelitarne czy nie,
scentralizowane czy nie, jeżeli nie zostaną zintegrowane z
Internetem, podzielą los świętej pamięci sieci Microsoft Network.
Plany były ambitne: miała być superinfostrada, własne satelity,
bajery. Skończyło się wielką klęską - z powodu braku połączenia z tym
"niepraktycznym i nieekonomicznym", i w ogóle bliskim swojego końca
Internetem.
     Spokojnie, nie ma się czego bać. Skoro Internet może przetrzymać
wojnę atomową, to przetrzyma i czarne wizje pana Ziemkiewicza.

PS. Dziękuję Michałowi Mosiewiczowi za "pancerne pakiety"...



To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.1.7 : Wed 19 May 2004 - 16:14:10 MET DST