Parę lat temu szukałem zagubionej karty SD, która na 100% uprała się w pralce
automatycznej ze spodniami.
W filtrze pralki karty nie było.
No cóż, mogła się rozpuścić ;-)
Generalnie ciekawiło mnie, jak karta o standardowych rozmiarach mogła wydostać się z bębna pralki, skoro drobna perforacja bębna by
karty nie przepuściła.
No ale przepuściła, i jest to dla mnie niepojęte.
Dziś po paru latach czyściłem przytkany filtr w pralce i... kartę znalazłem.
Czyli gdzieś tam utknęła w systemie i właśnie zapragnęła wyjść na światło
dzienne.
No i jest :-)
Co do szczegółu, to nie była karta, lecz zaślepka laptopowa czytnika kart SD, ale wychodzi niemal na to samo - poza możliwością
sprawdzenia, czy po kilku latach męki w układzie trawiennym pralki dałaby się odczytać.
Morał: jeśli upraliście spodnie z kartą lub wierzchnie z dyskiem, nie odpuszczajcie po pierwszym filtrowaniu, cza być cierpliwym
;-).
|