Komputer w biurze zaniemógł: po podłączeniu przewodu monitora i
uruchomieniu maszyny nie widać komunikatów POST BIOS-u, wiatraki chodzą
na maksa, dysk kręci talerzami, ale płyta główna nie piszczy, że coś
jest nie tak. Dysk z niego działa podłączony do innego komputera.
Komputer miał zainstalowany Win XP Prof i służył za mały serwer firmowy,
który serwował dane z bazy MS SQL pewnej zainstalowanej na nim aplikacji
komputerom użytkowników w sieci lokalnej. Pracował prawie cały czas
przez 4 lata i spisywał się świetnie. Jednak ostatnio wiatrak zaczął
terkotać i kumpel (dodajmy - nietechniczny) potraktował wiatrak z tyłu
komputera sprężonym powietrzem z puszki, no i komp stracił świadomość,
nie można się było zalogować na niego zdalnym pulpitem, chociaż przez
jakiś czas jeszcze działał, ale po wyłączeniu go i ponownym włączeniu
już się nie odpala (prócz uruchamiania urządzeń podłączonych do zasilacza).
Jako, że był to poleasingowiec i zabawa w ustalanie, czy padła płyta
główna, pamięć, czy może zjarał się procesor byłaby zabawą sobie a
muzom, więc jest okazja wymienić sprzęt na coś nowszego.
Pytanie, czy do tak długiej pracy ciągłej (uptime'y po 100-200 dni
między restartami, ale praca na obciążeniu tylko w dni robocze; chodził
cały czas, by był do niego zdalny dostęp i do aplikacji bazodanowej)
warto montować dysk SSD? Czy nie zagrzeje się, nie padnie, nie będzie
sypał badblockami i świrował, jak to czasem czynią uszkodzone
pendrive'y? Czy lepiej dać sobie spokój i zostać przy zwykłych
talerzowcach? Komputer, który zastąpi starą maszynę będzie kupowany na
dniach (również jakiś poleasingowiec, bo do zdań, do których ma być
przeznaczony nie potrzeba najnowszych maszyn i procesorów).
Dzięki za sugestie.
Pozdrawiam
Krystian
--
http://www.krystek.art.pl/
|