Re: LCD = shit?

Autor: tool <no_spamWYTNIJTO_at_vp.pl>
Data: Sun 15 Jan 2006 - 01:29:00 MET
Message-ID: <6b96.0000015b.43c9974b@newsgate.onet.pl>
Content-Type: text/plain; charset="iso-8859-2"

> Jedyne co masz do powiedzenia w tej sprawie?

Wycinek o LSD

Fragment z książki Michaela Gossopa: Narkomania - mity i rzeczywistość

Najszerzej stosowanym i najlepiej znanym narkotykiem halucynogennym jest LSD
(dietyloamid kwasu lizergowego).

Jest to jeden z najsilniej działających narkotyków znanych człowiekowi. Podczas
gdy inne narkotyki ważone są w miligramach (1/1000 grama), dawki LSD ważone są w
mikrogramach &#8212; jednej milionowej części grama. Dawki wynoszące zaledwie 20
mikrogramów dają efekty podobne do wpływu konopi, ale kiedy jest stosowany do
osiągnięcia pełnego efektu halucynogennego zazwyczaj używa się dawek od 50 do
250 mikrogramów. Pod względem mocy, według ciężaru, LSD jest o około 5 tysięcy
razy silniejsze od meskaliny i 200 razy silniejsze od psylocyny. Można jeszcze
dodać, że jedynie około 1% tej malutkiej ilości pierwotnie zażytej dociera do
mózgu. Trudno jest określić, jaka dawka LSD stanowiłaby dawkę śmiertelną. Według
jednych szacunków wysoka dawka to około 2 mg/kg masy ciała, lub około 150 tys.
mikrogramów dla przeciętnego człowieka.

Narkotyk ten został odkryty w 1943 r. przez dr. Alberta Hofmanna w Sandoz
Laboratories w Szwajcarii (Hofmann dokonał również syntezy psylocyny z grzyba
&#8222;Liberty Cap&#8221;). Pewnego popołudnia, pracując nad pochodnymi sporyszu, poczuł się
on trochę dziwnie i sądząc, że jest chory, udał się do domu. Położył się do
łóżka i, gdy zamkął oczy, pojawiły mu się fantastyczne wizje i jaskrawe
kalejdoskopowe wzory . Po mniej więcej dwóch godzinach objawy te ustąpiły. Po
kilku dniach dr Hofmann zastosował w swoim mniemaniu niewielką dawkę jednego z
narkotyków, nad którymi pracował, aby sprawdzić, czy to on był odpowiedzialny za
poprzednio doświadczone objawy. Ta mała dawka wynosiła jedną czwartą miligrama.
W przypadku prawie każdego innego narkotyku taka dawka nie wywołałaby żadnych
skutków. Jednak 250 mikrogramów jest dużą dawką LSD i dr Hofmann miał właśnie
rozpocząć długą i niezwykłą podróż.

    Moje pole widzenia zachwiało się i zniekształciło. jak odbicie w
zakrzywionym zwierciadle..., jak odbicie w zakłóconej tafli wody..., mając
zamknięte oczy. Kolorowe i zmienne fantastyczne obrazy stale atakowały mój
umysł. Szczególnie wyjątkowe było to, że wszystkie dźwięki [...] zostały
zamienione w sensacje wzrokowe. Tak, że przy każdym tonie i dźwięku powstawał
odpowiadający mu kolorowy obraz zmieniając swą formę i kolor jak w kalejdoskopie.

Synestezja jest jednym z ciekawszych efektów percepcyjnych stwierdzanych
niekiedy przez osoby stosujące LSD. Jest to niezwykły, ale fascynujący efekt
polegający na pomieszaniu się zmysłów. &#8222;Widzi się&#8221; muzykę lub &#8222;słyszy&#8221; kolory.

Następnego dnia dr Hofmann czuł się zmęczony, ale oprócz tego całkiem zdrowy.
Prawdę mówiąc, czuł się tak dobrze jak gdyby świat został stworzony na nowo.
Opis wrażeń Hofmanna stanowi wzór starannej obiektywnej relacji. Jest to tym
bardziej fascynujące, że przedstawia po raz pierwszy opis przeżyć związanych z
LSD. Wiemy obecnie, że wyniki doświadczenia z narkotykiem są silnie uzależnione
od oczekiwań osoby go stosującej. W przypadku Hofmanna, jego przeżycia nie były
zależne od takich oczekiwań. Jego opis wyszczególnia trzy charakterystyczne
skutki działania narkotyku: psychologiczne zmiany nastrojów i procesów
myślowych, zmiany fizyczne i co najważniejsze, zmiany percepcyjne.

Percepcja wizualna jest w znacznym stopniu zmieniana pod wpływem narkotyku.
Jednym z pierwszych objawów świadczących o tym, że narkotyk zaczyna działać,
jest pojaśnienie szarości widzianej po zamknięciu oczu. Później, na szarości tej
zaczynają się pojawiać różnobarwne jaskrawe plamy. Wzory te są zazwyczaj
określane jako kalejdoskopowe, geometryczne lub jak z perskiego dywanu&#8221;. W miarę
intensyfikacji działania, wzory stają się progresywnie coraz mniej symetryczne i
bardziej złożone. Po otworzeniu oczu, zwyczajne przedmioty wydają się błyszczeć,
tak jakby były oświetlane od wewnątrz. Kolory wydają się być głębsze i
intensywniejsze i często całkiem zwykłe przedmioty zdają się nabierać
niesamowitego znaczenia symbolicznego. W momencie szczytowym pojawiają się
pseudohalucynacje, w których percepcja wizualna danej osoby staje się względnie
niezależna od świata zewnętrznego. Jednak prawdziwe halucynacje występują
rzadko, choć czasami mogą w istocie wystąpić. Na ogół są one spowodowane
zastosowaniem dużej dawki narkotyku, choć niektóre osoby mogą być bardziej
wrażliwe na LSD niż inne. W odróżnieniu od wizualnych pseudohalucynacji, podczas
których dana osoba zdaje sobie sprawę z tego, że jej przeżycia są spowodowane
narkotykiem, prawdziwe halucynacje nie zawierają zazwyczaj takiego wglądu w
sytuację. Osoba bierze swe halucynacje za rzeczywistość. Procesy myślowe również
ulegają zmianie pod wpływem narkotyku. Myślenie staje się nielogiczne i często
ma silnie magiczne cechy. Danej osobie może się wydawać, że potrafi odczytywać
myśli innych, lub że potrafi przekazywać własne myśli innym. Kilka osób
przekonanych było, że potrafi latać i zarzały się przypadki prób wprowadzenia
tych przekonań w życie. Te urojone przekonania prowadziły nawet do wypadków
śmiertelnych. W swoim czasie sprawy te były szeroko rozpowszechniane i
obwinianie LSD o to, że ludzie skakali z okien, gdyż wydawało im się, że
potrafią latać, stało się jednym z licznych mitów i mylnych pojęć związanych ze
stosowaniem narkotyków. Sam widziałem jeden taki przypadek. Kobieta została
skierowana na oddział dla osób uzależnionych od narkotyków przez psychiatrę,
który zidentyfikował przypadek psychozy spowodowanej LSD na podstawie incydentu
z lataniem. Jednak rola, jaką odegrało LSD w tym przypadku, nie jest pewna.
Bardzo możliwe, że próba latania była raczej spowodowana niezwykłą osobowością
kobiety niż wpływem narkotyku. Na przykład, kobieta ta nadal wierzyła, że
potrafi latać na długo po tym, jak działanie narkotyku ustało. Ale twierdziła
ona również, że widziała Najświętszą Marię Pannę pod swoim oknem, słyszała
głosy, regularnie rozbierała się do naga, aby móc być podobną do aniołów, i
miała poważne zaniedbania w zakresie higieny osobistej. W końcu lekarze doszli
do wniosku, że cierpi ona na pewien rodzaj schizofrenii, która rozwinęła się
niezależnie od stosowania narkotyków.

Jednak, jak to bywa w przypadku prawdziwych halucynacji, poważne urojeniowe
przeżycia występują rzadko. Bardziej typowe jest pojawienie się
pseudourojeniowych myśli &#8212; nieprawidłowych lub nieracjonalnych pomysłów, lecz z
pewnym wejrzeniem co do ich niezwykłości. Choć danej osobie może się wydawać, że
ma ona głębokie lub błyskotliwe pomysły, jakakolwiek próba wyrażenia ich odkrywa
zazwyczaj jedynie banalne lub fragmentaryczne myśli. LSD jednak ma największy
wpływ na osobowość osoby stosującej.

W momencie szczytowym, dana osoba zaczyna zatracać poczucie własnej tożsamości.
Zdaje się gubić to przenikliwe uczucie bycia sobą, charakteryzujące nasze
codzienne przeżycia. Na wcześniejszych etapach odurzenia LSD osoba taka potrafi
zazwyczaj wytworzyć różne psychologiczne mechanizmy obronne chroniące przed tym,
ale w miarę jak wzmaga się działanie narkotyku, osłabiają się te mechanizmy. W
wyniku tego następuje przesunięcie od poczucia niezależnej tożsamości do
odczuwania jedności ze wszechświatem. Różne osoby różnie na to reagują.
Niektórzy odczuwają euforię lub radość i uważają te doświadczenia za rodzaj
mistycznego lub religijnego objawienia. Inni są przerażeni pozorną utratą uczuć
bezpiecznego jestestwa. Te podstawowe zmiany w integracji osobowości
przypominają doświadczenia transcendentalne lub psychotyczne. To właśnie to
niebo i piekło, o których pisał Huxley.

Choć nikt przed Hofmannem nie doświadczył skutków działania LSD na przestrzeni
lat wiele osób zapadało na niepokojące choroby umysłowe po spożyciu mąki
zanieczyszczonej sporyszem. Ten fioletowy grzyb jest istną fabryką chemiczną i
przez wieki w czasie mokrego lata ten pasożytniczy grzyb niszczył zbiory zboża
od Hiszpanii po Rosję. Czy to z zachłanności, ignorancji czy głodu, ta popsuta
mąka była często spożywana, ze spektakularnymi i niepokojącymi rezultatami.
&#8222;Ogień Świętego Antoniego&#8221; charakteryzował się zakłóceniami wzroku polegającymi
na tym, że osobie dotkniętej zatruciem wydawało się, że wszystkie przedmioty
otacza poblask, tak jakby się paliły. Wrażenie to było potęgowane sinieniem
palców i stóp, co było skutkiem zatrucia (w rzeczywistości była to gangrena).
Zatrucie sporyszem powodowało również zaburzenia umysłowe halucynacje i
szaleństwo i istnieje kilka dobrze udokumentowanych opisów takich epidemii w
średniowieczu. Obecnie pochodne sporyszu odgrywają bardziej udomowioną rolę w
leczeniu migren i wspomaganiu porodów. Od czasu odkrycia, LSD spolaryzowało
poglądy i przyczyniło się do rozpętania histerii. Zarzucano mu wszystko co tylko
można było zarzucić: że powoduje szaleństwo i nieodwracalne zmiany w mózgu, że
prowadzi do wielkiego oświecenia duchowego, że powoduje uszkodzenia genetyczne i
że wspomaga twórczość artystyczną. W rzeczywistości LSD przyczynia się do
niewielu fizjologicznych zmian poza rozszerzeniem źrenic, wzrostem napięcia
mięśniowego i nieznacznym brakiem koordynacji ruchów. Pomimo silnych skutków
działania LSD na świadomość odkryto zaskakująco niewielki wpływ na czynności
mózgu. W kilku badaniach nie udało się wykazać żadnych zmian u osób po zażyciu
nawet znacznych dawek halucynogennych narkotyków (do 400 mikrogramów LSD i 1000
miligramów meskaliny). Jedyne zaobserwowane zmiany zdają się wskazywać, że
narkotyki te powodują nieznaczną desynchronizację rytmów mózgowych, podobnie jak
to się dzieje w przypadku środków pobudzających. Desynchronizacja ta nie ma
szczególnego związku z zaburzeniami psychiatrycznymi i prawdopodobnie nie ma
znaczenia klinicznego. Biorąc pod uwagę imponujący zakres skutków
psychologicznych wytwarzanych przez ten narkotyk, jego fizjologiczne efekty są
stosunkowo mało interesujące.
LSD i poszukiwanie środka do kontroli umysłów

Dla wielu naszych przywódców politycznych najbardziej pociągającym marzeniem
pozostaje kontrolowanie podległych im umysłów. Od wieków istniały prymitywne,
ale stosunkowo skuteczne metody, za pomocą których dążono do realizacji tego
celu. Święta Inkwizycja prowadziła obszerne, z lubością wykonywane doświadczenia
nad teorią oraz wprowadzaniem w życie takich technik. Odkrycie LSD ponownie
rozbudziło odwieczne marzenie &#8212; a wraz z nim obawę, że inni mogą odkryć metodę
przemieniania ludzi za pomocą substancji chemicznych i wykorzystać ją przeciwko
nam. Albert Hofmann niedawno opisywał, jak to armia amerykańska podejmowała
wielokrotnie próby nakłonienia go do odegrania aktywniejszej roli w jej
programie badawczym. Większość tych wczesnych &#8222;badań&#8221; była organizowana przez
CIA w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Specjaliści (jeśli słowo to
obejmuje brak kompetencji) zajmujący się LSD w tym czasie pracowali w jednym z
wielu pododdziałów agencji. Eufemistycznie nazwany personel usług technicznych
(Technical Service Staff TSS) interesował się zastosowaniem biologicznych i
chemicznych materiałów w szpiegostwie i wewnątrz TSS istniał mało znany Wydział
Chemiczny specjalizujący się w zastosowaniu substancji chemicznych przeciwko
konkretnym celom. Stosując substancje chemiczne zamiast magii, Wydział Chemiczny
zajmował się takimi problemami jak to, czy LSD można by wykorzystać do
przemienienia Rosjan w lojalnych Amerykanów. Czy też (co za straszna myśl), czy
poglądy lojalnego Amerykanina ległyby w gruzach w obliczu chemicznej potęgi
radzieckiego LSD? W wywiadzie wojskowym krążyły pogłoski, że Rosjanie doszli do
porozumienia ze szwajcarską firmą farmaceutyczną Sandoz Laboratories na dostawy
LSD wystarczające na 50 mln dawek. W innym raporcie sugerowano, że Sandoz
usiłowało sprzedać 10 kg LSD (wystarczającą ilość na około 100 mld dawek) na
wolnym rynku. Oba te doniesienia były fałszywe, ale wystarczyły do sprowokowania
CIA do przedstawienia firmie Sandoz własnej propozycji. Pomimo że Sandoz
wyprodukował jedynie 40 gramów narkotyku w ciągu ostatnich dziesięciu lat,
zgodził się sprzedawać 100 gramów LSD rządowi USA co tydzień przez nieokreślony
czas. W Ameryce agenci CIA stosowali LSD. Dawano go rekrutom w wojsku, pacjentom
w szpitalach psychiatrycznych. Dawano go ludziom bez ich wiedzy, co czasem
powodowało tragiczne skutki. Wraz z opublikowaniem w 1975 r. raportu Komisji
Rockefellera, społeczeństwo dowiedziało się, że nieumiejętne majstrowanie CIA z
LSD doprowadziło do śmierci dwóch mężczyzn, którym podano narkotyk bez ich
wiedzy. Istniały również inne nieprzewidziane konsekwencje braku kompetencji
CIA. W Stanach Zjednoczonych rozprowadzono tyle LSD, że młodzież amerykańska
zdała sobie sprawę z niemilitarnego zastosowania nowego narkotyku. Prace
badawcze dotyczące LSD na uniwersytecie Timothy Leary&#8217;ego finansowane były przez
CIA. Jak na ironię, poszukiwania przez CIA narkotyku kontrolującego umysły
doprowadziły tę organizację do odegrania roli &#8222;naganiacza&#8221; . W połowie lat
sześćdziesiątych pojawilo się zjawisko kontrkultury obejmujące głównie Zachodnie
Wybrzeże Stanów Zjednoczonych. LSD przestało być wyłącznie narkotykiem. Stało
się symbolem stylu życia, a nienawiść i wzgarda Richarda Nixona dla &#8222;punków z
college&#8217;ów&#8221; i hippisów doprowadziły do dyskusji na temat wprowadzenia kary
śmierci za posiadanie narkotyków.
O chromosomach i halucynogenach

Niewiele problemów naukowych zostało tak zagmatwanych przez nadmierne
zaangażowanie emocjonalne naukowców jak kwestia, czy pewne narkotyki mogą
powodować uszkodzenia genetyczne. Pytanie to pojawiało się przy każdym z
nielegalnych narkotyków, ale szczególnie w przypadku LSD. Podobnie jak w innych
dziedzinach nauki, przy rozbudzonych emocjach spada standard badań naukowych.
Badacz wie z góry, co chce znaleźć. Co za tym idzie, jakość badań naukowych w
tej dziedzinie często byłu żałosna. Pozostawiła plamę na całej nauce o
funkcjonowaniu komórkowym i chromosomalnym. Widmo uszkodzeń genetycznych
przyplątało się po raz pierwszy do LSD w 1967 r. po artykule, który pojawił się
w piśmie Science . Pisano, że kiedy ludzkie komórki krwi zostały poddane
działaniu LSD, wykazały pewien rozpad chromosomów. W ciągu kilku zaledwie dni to
niepokojące, acz z innych względów raczej niejasne i mało konkretne odkrycie,
zostało zamienione przez gazety i telewizję w niezaprzeczalny &#8222;fakt&#8221;.
Porównywano to do tragedii z thalidomidem i pojawiły się nieprzyjemne sensacyjne
doniesienia łączące artykuły na temat LSD ze zdjęciami zdeformowanych dzieci.
Wpływ tych żałosnych fotografii był na tyle silny, że przezwyciężył wszelkie
racjonalne opory istniejące w tym czasie. Jednak z naukowego punktu widzenia
artykuł ten był nie poparty faktami, a cała panika była kompletnie
nieuzasadniona. Jedynym wytłumaczeniem powodu, dla którego wywołał on tę
antynarkotyczną krucjatę o takiej intensywności, było to, że społeczeństwo, a w
szczególności środki masowego przekazu, potrzebowały tego rodzaju kampanii.
Artykuł w Science opierał się w gruncie rzeczy na obserwacjach 51-letniego
pacjenta cierpiącego na schizofrenię, któremu w czasie jego pobytu w szpitalu 15
razy podano LSD. Lecz otrzymywał on również regularnie dwa środki uspokajające,
librium i chloropromazynę. Środki te należą do najczęściej stosowanych leków w
psychiatrii i wiadomo obecnie, że oba powodują rozpad chromosomów. Jeśli mamy
przypisywać jakiekolwiek znaczenie badaniom opartym na pojedynczych przypadkach,
które pierwotnie wywołały całą panikę (a to samo w sobie jest raczej
podejrzane), to należałoby wymienić badania przeprowadzone przez Timothy'iego
Leary na sobie. Pomimo faktu, iż Leary stosował LSD w spektakularnych ilościach
i wielokrotnie, nie znaleziono u niego żadnych dowodów wskazujących na niezwykle
wysoki poziom rozpadu chromosomów. Lecz przed zagłębieniem się w tym zagadnieniu
należy pamiętać, że nawet eksperci mają znaczne wątpliwości na temat takich
podstawowych spraw jak to, co właściwie należy uznać za rozpad chromosomów i w
jaki sposób należałoby interpretować znaczenie jakiegokolwiek rozpadu
zidentyfikowanego na przezroczach pod mikroskopem. Dla laika, rozpad chromosomów
na pewno brzmi o wiele groźniej niż jest to w rzeczywistości. Zjawisko to
obserwowano w komórkach wielu całkiem zdrowych Iudzi. Istotne jest zbadanie, czy
rozpad taki występuje częściej w przypadku osób stosujących LSD. W żadnym z tych
sensacyjnych raportów nie zatroszczono się o to, aby poinformować swych
czytelników, że wiele innych przyziemnych substancji również powiązanych było z
rozpadem chromosomów &#8212; dotyczyło to między innymi kofeiny, aspiryny,
antybiotyków, a nawet wody, która nie była dwukrotnie przedestylowana. Warto
zaznaczyć, że przypadki rozpadu chromosomów wśród osób stosujących podfałszowane
narkotyki czarnorynkowe występują trzykrotnie częściej niż u osób stosujących
farmakologiczne czyste LSD. Obecnie, po wykonaniu większej liczby (jak i
lepszych) badań na ten temat, staje się coraz mniej prawdopodobne, aby LSD mogło
powodować aberracje chromosomów. Nieliczne badania stwierdzające, że narkotyk
ten rzeczywiście powoduje uszkodzenia tego typu, poddawały komórki działaniu
ogromnych ilości LSD i przez bardzo długie okresy. A i tak nie udało się
wykazać, że wynikające z tego uszkodzenia były większe od uszkodzeń powodowanych
przez wiele powszechnie stosowanych substancji. Jedne badania wykazały, że
aspiryna i LSD powodowały porównywalny rozpad chromosomów, w innych badaniach,
jednych z największych eksperymentalnych badań uszkodzeń chromosomów wśród osób
stosujących LSD, autorzy nie znaleźli żadnych dowodów na to, aby LSD powodowało
akiekolwiek nieprawidłowości chromosomalne. W czasie przeprowadzania badań, 5 z
50 kobiet urodziło 7 normalnych, zdrowych dzieci (4 chłopców i 3 dziewczynki).
Środki halucynogenne i leki w psychiatrii

Wiele osób wie, że LSD (i niektóre inne środki halucynogenne) były zalecane w
psychiatrii. Niewiele jednak zdaje sobie sprawę z zakresu, w jakim było ono
stosowane. Pomiędzy 1950 rokiem a połową lat sześćdziesiątych opublikowano ponad
tysiąc badań dotyczących ponad 40 tys. pacjentów. Z historycznego punktu
widzenia, zainteresowanie medycyny zastosowaniem tych środków w psychiatrii
sięga prawdopodobnie pracy Moreau na temat konopi. W swej rozprawie
zatytułowanej Hashish and Mental lllness (Haszysz i choroby umysłowe, 1845),
Moreau stwierdzał, że: Nie istnieje żaden pojedynczy przypadek, objaw choroby
umysłowej, którego nie można by znaleźć w zmianach umysłowych spowodowanych
haszyszem, od zwykłego podniecenia maniakalnego do delirium. Pod koniec XIX i na
początku XX w. meskalina uważana była za chemiczny odpowiednik zaburzeń
psychotycznych i była czasami zalecana przy leczeniu pewnych dolegliwości
psychosomatycznych. Lecz dopiero po odkryciu LSD pojawiło się prawdziwe
zainteresowanie możliwością terapeutycznego zastosowania takich środków.
Początkowo żywiono nadzieję, że LSD (jak również konopie czy meskalina) wyjaśni
istnienie niezwykłych stanów świadomości. Lekarze byli bezpośrednio
zainteresowani znaczeniem takich środków dla schizofrenii. Gdybyśmy potrafili
odkryć, w jaki sposób LSD działało na mózg, istniałaby nadzieja na to, że
potrafilibyśmy zastosować tę wiedzę do leczenia zaburzeń psychotycznych. Dzisiaj
nadzieja ta prawie całkowicie zniknęła. Pomimo wielu podobieństw pomiędzy
przeżyciami osoby pod wpływem LSD a schizofrenikiem, istnieje rownież wiele
istotnych różnic. W odróżnieniu od schizofrenika, którego halucynacje są
zazwyczaj słuchowe, osoba pod wpływem LSD doświadcza raczej zniekształceń
percepcyjnych lub halucynacji wzrokowych, a nastroje spowodowane LSD dążą raczej
do emocjonalnych uniesień niż do typowej apatii schizofrenicznej. Te oraz inne
różnice doprowadziły wielu badaczy do zakwestionowania wartości odurzenia LSD
jako modelu dla schizofrenii, choć głównym powodem spadku zainteresowania
badaniami tego typu mogło być to, że badania te były mało efektywne. Z pewnością
nie odkryto, tak jak pierwotnie liczono, żadnego związku chemicznego
występującego w stanie naturalnym mogącego wyjaśnić rozwój psychoz. LSD wywarło
większy wpływ na psychiatrię jako środek przydatny w terapii. Wiele osób
stosujących LSD twierdziło, że w wyniku zażywania LSD ich życie zmieniło się na
lepsze. W jednych badaniach osoby nieuzależnione otrzymywały pojedynczą dużą
dawkę LSD i meskaliny. Parę miesięcy później, ponad 3/4 z nich stwierdziło, że
są szczęśliwsi, mniej zdenerwowani, bardziej zdolni do kochania innych i lepiej
rozumiejący samych siebie. 78% spisało doświadczenie z LSD jako najwspanialszą
rzecz, jaka im się kiedykolwiek przytrafiła. Istniała nadzieja, że LSD może mieć
podobnie korzystny wpływ w przypadku osób cierpiących na różne dolegliwości
natury psychicznej. Niektórzy terapeuci stosowali pojedynczą silną dawkę, która
miała wywołać zmianę poglądu pacjenta na samego siebie. Pod pewnymi względami
miało to odzwierciedlać mistyczne przeżycia czy też proces nawrócenia
religijnego. Choć ta forma terapii opierała się na bardzo wątłych podstawach
teoretycznych łączono ją z pracą psychologa Abrahama Maslowa nad szczytem
doznań. Szczyt przeżyć jest to chwila absolutnego szczęścia, kiedy dana usoba
wolna jest od wszystkich swych normalnych wątpliwości, niepokojów i napięć,
kiedy traci ona poczucie samoświadomości. Maslow uważał szczyt przeżyć za
terapeutycznie korzystne w tym sensie, że prowadził on do symptomatycznej
poprawy u osób cierpiących na różne formy zaburzeń psychicznych, a szerzej, że
korzystnie wpływały na życie ludzi. Wiele osób, które stosowało LSD, opisywało
to właśnie w ten sposób. LSD było również stosowane w psychiatrii w postaci
kilkakrotnego podawania mniejszych dawek narkotyku w połączeniu z psychoterapią
skierowaną na psychoanalizę. W połowie lat sześćdziesiątych w Europie działało
10 ośrodków leczniczych stosujących LSD w ten właśnie sposób. W praktyce
powstały różne sposoby łączenia narkotyków oraz psychoterapii. Stosowano tę
metodę do leczenia praktycznie wszystkich form zaburzeń, którym zajmuje się
psychiatria: niepokoje, depresja, problemy seksualne, alkoholizm, schizofrenia,
a nawet uzależnienie od narkotyków były leczone w ten sposób. LSD było również
stosowane u umierających pacjentów. Aldous Huxley tak był pod wrażeniem swych
przeżyć po zastosowaniu meskaliny, że poprosił o podanie mu jej w chwili, gdy
umierał. Kiedy jego żona dała mu dwie dawki meskaliny w ciągu dnia, leżał w
łóżku i nie odzywał się prawie wcale, tylko patrzył na żonę z wyrazem miłości i
szczęścia wymalowanym na twarzy. Jego żona napisała o jego śmierci: czy sposób w
jaki umierał ma pozostać ulgą i pocieszeniem jedynie dla nas, czy inni też
powinni na tym skorzystać? Wszyscy rodzimy się z godnością, czyż nie mamy więc
prawa, aby godnie umrzeć? W kilku badaniach naukowych przyglądano się
zastosowaniu LSD w tym kontekście. Ostatnie miesiące życia dla kogoś
umierającego na raka są zazwyczaj pełne depresji, psychicznej izolacji,
niepokoju i bólu. Nawet wysiłki lekarzy i pielęgniarek zmierzające do
utrzymywania pacjenta przy życiu mogą przyczynić się do odczuwania nieszczęścia
przez pacjenta. LSD podawano najpierw pacjentom chorym na raka, aby dowiedzieć
się, czy likwiduje ono ich ból. Choć LSD odniosło pod tym względem pewien
sukces, jego skutki psychiczne okazały się znacznie istotniejsze. Zostały one
bardziej szczegółowo zbadane w Spring Grove Hospital w Marylandzie w latach
sześćdziesiątych przez dr. Pahnke&#8217;a, który był lekarzem &#8222;divinity&#8221; , jak również
psychiatrą. Spośród pacjentów, którym podano LSD, nikomu nie stała się żadna
krzywda, choć kilkoro z nich znajdowalo się w fizycznie złym stanie przed
rozpoczęciem badań. Na około 113 grupy przeżycia te nie wywarły żadnego
wrażenia, a około 113 stwierdziła, że nieznacznie na nich skorzystała. Co
ciekawsze, pozostali odnieśli nawet korzyści po zażyciu LSD. W wyniku czegoś, co
dr Pahnke określił mianem psychodelicznego przeżycia mistycznego, pacjenci ci
potrafili lepiej tolerować fizyczny ból: z psychicznego punktu widzenia
zaobserwowano u nich większy spokój oraz ograniczenie niepokoju i depresji. Ale
najbardziej uderzająca z tego wszystkiego była zmiana zaobserwowana w ich
poglądach na temat śmierci. Po przeżyciach związanych z LSD mniej obawiali się
oni śmierci. Widać z tych badań przeprowadzonych nad terapeutycznym
zastosowaniem LSD można by krytykować z naukowego punktu widzenia i niewiele z
nich można by uznać za prowadzące do jakichś konkretnych wniosków. Jednak
wszystkie dostępne badania sondażowe wykazują, że zastosowanie LSD w terapii nie
jest szczególnie niebezpieczne i choć większość z wcześniejszych oczekiwań wobec
terapeutycznego potencjału środków halucynogennych nie spełniła się, zaskakujące
jest to, że obecnie środki te prawie nie są stosowane w psychiatrii. Przestały
nawet być przedmiotem badań. Powody, dla których tak się stało, mają więcej
wspólnego z nieracjonalnością psychiki ludzkiej niż z jakimkolwiek procesem
naukowej bądź medycznej oceny. Krucjaty zarówno za jak i przeciw LSD praktycznie
uniemożliwiły przeprowadzenie racjonalnej dyskusji na temat ewentualnych
korzyści wynikających z zastosowania tych narkotyków. / http://hyperreal.info/

--
_/_________/
/_(_)_(_)_/
-- 
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
Received on Sun Jan 15 01:35:17 2006

To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.1.8 : Sun 15 Jan 2006 - 01:51:18 MET